Uważajmy, czego sobie życzymy, bo może się to spełnić. To powiedzenie jest dziś aktualne bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. W jednym z modeli kryzysów walutowych sformułowanych przynajmniej kilkanaście lat temu pokazano ciekawą, choć w zasadzie trywialną zależność. Miała ona formę prostego diagramu kołowego. Pierwszy punkt diagramu nosił nazwę „zmiany na rynkach finansowych" – od niego widzieliśmy strzałkę do punktu pod nazwą: „zmiany w gospodarce realnej". A od tego punktu z kolei strzałka prowadziła do punktu „zmiany w polityce gospodarczej", po czym kolejna strzałka wracała do punktu pierwszego. Opisana powyżej zależność jest intuicyjna. Jeśli rynki finansowe zaczną się czegoś mocno obawiać, to obawy te znajdują odzwierciedlenie w zachowaniu inwestorów. To zaś ma wpływ na gospodarkę realną, a ta na politykę gospodarczą. A zmiany w gospodarce i polityce gospodarczej wpływają na sytuację rynkową.
Można sobie wyobrazić scenariusz, w którym pojawia się strach przed recesją. Strach, który powoduje, że giełdy zaczynają spadać, a uczestnicy rynków finansowych skwapliwie gromadzą zapasy gotówki. W efekcie pojawia się negatywny efekt bogactwa i rosnące problemy z dostępem do finansowania. To powoduje, że zmniejsza się zarówno popyt konsumpcyjny, jak i inwestycyjny. Pogarsza się sytuacja fiskalna. A gorsze wyniki w tych obszarach jeszcze bardziej eskalują rynkowy strach. Czyli, upraszczając, inwestorzy podejmują działania zwiększające prawdopodobieństwo scenariusza, którego się boją.
Ostatnie miesiące na rynkach budzą skojarzenia z tym schematem. Gdy rynki zaczynają się bać globalnej recesji, widzimy duże pogorszenie sentymentu zwiększające ryzyko, że recesja rzeczywiście się pojawi. Gdy rynki zaczynają się bać eskalacji kryzysu zadłużeniowego, widzimy działania, które właśnie przybliżają nas do takiego kryzysu. Etc., etc.
Niedawne badanie inwestorów przeprowadzone przez Bloomberga pokazało, że obawy przed scenariuszami kryzysowymi są duże. Na przykład 74 proc. badanych oczekuje, że w ciągu roku strefa euro wejdzie w fazę recesji. Lecz, w kontekście tego, co napisano powyżej, „druga fala kryzysu" czy „druga fala recesji" może nadejść nawet wtedy, gdy nie zmaterializuje się żadna z bieżących obaw rynkowych. Wystarczy tylko, że dostatecznie duża grupa inwestorów nagle zacznie się bać.
Marcin Mróz, główny ekonomista BNP Paribas Bank Polska