OECD zaleciła Polsce, aby utworzyła niezależną od rządu radę fiskalną. Tego typu instytucje często są wzorowane na amerykańskim Kongresowym Biurze Budżetowym (CBO). Jaka powinna być ich rola? Czysto doradcza czy może powinny one mieć również moc decyzyjną?
CBO od początku było pomyślane jako bezstronny doradca Kongresu, oceniający różne opcje budżetowe pod kątem kosztów, ewentualnych skutków, a później wykonania. Wcześniej informacjami takimi dysponowała bowiem tylko administracja poprzez swoje Biuro Zarządzania i Budżetowania (OMB), którego szefa mianuje prezydent. CBO jest więc postrzegane jako bardziej obiektywne i niezależne. Ale nigdy nie myślano o nim jako o ośrodku, który mógłby samodzielnie prowadzić politykę fiskalną. Nie ma więc takich kompetencji jak bank centralny w odniesieniu do polityki pieniężnej.
W Niemczech podobną funkcję doradczą w sprawach gospodarczych, w tym budżetowych, pełni „grupa mędrców", czyli Rada Doradców Ekonomicznych. Ale o tym, jak powinno się wydawać publiczne pieniądze, też ostatecznie decyduje tam parlament, a nie oni.
Może jednak z czasem polityka fiskalna powinna stać się bardziej automatyczna i niezależna od rządów, tak jak dziś polityka pieniężna? Wówczas nie wpływałby na nią cykl wyborczy.
Przeniesienie władzy nad publicznymi pieniędzmi do organu nieobieralnego w wyborach byłoby niezgodne z konstytucją większości państw demokratycznych. Co innego automatyczne reguły budżetowe, które wymuszałyby na rządzie utrzymywanie zrównoważonego budżetu w horyzoncie cyklu ekonomicznego. Takie reguły są proponowane także w USA i trzeba je wyraźnie odróżnić od pomysłów, aby przekazać władzę nad budżetem nowej, niezależnej agencji.