Okazuje się jednak, że optyka zmieniła mi się szybciej, niż przypuszczałam. Właśnie kupiłam bilet na maj, z Krakowa do Warszawy, który jest o ok. 40 proc. tańszy niż kolejowy z miejscówką w drugiej klasie. A dodam, że lecę z naszym narodowym przewoźnikiem... Można? Owszem. Zwłaszcza że mocne wejście na rynek OLT Express spowodowało, że krajowe loty mogą się okazać ciekawą alternatywą dla podróży koleją. Jeśli bowiem trasa Warszawa – Kraków ma dobre połączenie pociągiem, to na przykład Warszawa – Szczecin już nie. Tu samolot będzie bezkonkurencyjny – nie tylko cenowo, ale i czasowo. Bo kto nie wolał by lecieć godzinę zamiast jechać ok. siedmiu? Dlatego nie powinny nikogo dziwić plany otwierania nowych połączeń, bo wydaje mi się, że większość, jeśli nie wszystkie, ze 154 zapowiedzianych na ten rok ma szansę na realizację. Zwłaszcza że Polacy polubili latanie, o czym świadczą coraz większa liczba obsługiwanych pasażerów w portach lotniczych. Czy należy się spodziewać stosownej odpowiedzi kolei? Nawet jeśli powstanie ta szybka, to trudno mi uwierzyć, że ponad 500 km z Warszawy do Szczecina pokona w godzinę. Ale jeżeli w dwie i odpowiednio tanio, to może podróżni znów przychylniejszym okiem spojrzą na pociągi? Ja na razie, gdy mogę, wolę latać. Zwłaszcza dopóki nie dostanę racjonalnego argumentu na to, że w pociągach o wręcz identycznym standardzie na tej samej trasie, jadących po tych samych torach, co chwilę płacę inną stawkę za bilet. Tak, wiem, samoloty też latają po tym samym niebie za inne pieniądze, ale tam jednak konkurencja jest dużo większa.