Amerykańskie finanse wojenne

Jakkolwiek współczesne wojny przyniosły rozwój robotyki czy technologii satelitarnych, to innowacje wdrożono wysokim kosztem. Suma spłaconych i przyszłych zobowiązań rządu amerykańskiego z tytułu wojen w Iraku, Afganistanie, Pakistanie oraz operacji Noble Eagle (zabezpieczenie USA i Kanady po zamachach 11.09.2001 r.) opiewa na 3, 5 do 4, 5 bln. dol. w zależności od metody szacunku.

Publikacja: 21.11.2013 16:22

Amerykańskie finanse wojenne

Foto: Bloomberg

Zostawiając na boku geostrategiczny spór co do słuszności powyższych operacji (ściślej rzecz ujmując sporna była iracka), zajmijmy się ekonomiką przedmiotu. Podawane oficjalnie dane dotyczące kosztów wojennego gospodarowania zazwyczaj ignorują nakłady i straty ukryte w przypisach ksiąg rachunkowych, jak również wynikające z mało znanych prawideł ekonomicznych, jak koszt utraconych korzyści czy efektywność alternatywnego zastosowania kapitału, słowem marnotrawstwo wszelkich zasobów w całej swej skomplikowanej naturze.

Parlamentarny think – tank USA, Congressional Research Service podaje, iż łącznie z rokiem fiskalnym 2013 (czyli do końca września) Pentagon dostał na obsługę wymienionych konfliktów około 1, 4 bln. dol. (po uwzględnieniu deflatora Departamentu Obrony, w cenach stałych z 2011 r.). Tymczasem według ekonomistów, politologów i prawników zaangażowanych w projekt „Costs of War" Brown University's Watson Institute for International Studies dodatkowe koszty związane z prowadzeniem działań wojennych były ukrywane w budżecie bazowym Pentagonu (wydatki niewojenne). Skonstruowana przed zamachami z 11 września długoterminowa projekcja budżetowa (lata fiskalne 2002 – 2011) zakładała, że Departament Obrony będzie miał do dyspozycji 4, 572 bln. dol., tymczasem wydał 5, 238 bln. dol. (również ceny stałe z 2011 r.). Po uwzględnieniu lat budżetowych 2012 – 2013 daje to dodatkową kwotę najmniej 700 mld. dol. Skąd konstatacja, że wzrost wydatków jest związany z wojnami? Czyż proste wyciąganie wniosków ze zwykłego następstwa w czasie nie jest błędem logicznym?

Środki trwałe

Tu dochodzimy do sztuczek, czy ujmując sprawę łagodniej, niuansów księgowych. Najlepiej wyjaśnić je na przykładach. W wymienionych wojnach Amerykanie stracili około 300 śmigłowców i kilkadziesiąt samolotów wielozadaniowych, co oznacza, że z różnych przyczyn spisali je ze stanu. Używając ekonomicznej nowomowy, uzupełnienie środka trwałego (śmigłowca itd.) w postaci zakupu nowego sprzętu (przecież wojna nie może zmniejszyć potencjału armii), traktowano często jako nakład na modernizację w budżecie bazowym. A przecież gdyby nie konflikt zbrojny nie mielibyśmy do czynienia z tego rodzaju zniszczeniami, ergo jest to wydatek wojenny. I nie chodzi tu tylko o sprzęt zniszczony, ale jego zużycie, które na polu bitwy ma przyspieszony charakter. Koszt remontu takich jednostek często wrzucano do budżetu niewojennego po powrocie sprzętu do baz macierzystych położonych poza strefą wojny.

Zwyczaje Lewiatana

Jak wiemy, co do zasady, państwo jest monopsonem na rynku zbrojeniowym, czyli jedynym bądź dominującym spośród zamawiających produkt lub usługę. Dla naszych rozważań oznacza to, iż zamawia rzeczy nikomu innemu niepotrzebne, a często się zdarza, iż samemu wojującemu potrzebne krócej niż trwa cykl życia produktu. Takich wydatków było wiele w budżecie bazowym Pentagonu. Do najbardziej spektakularnych należą samochody klasy MRAP. Te silnie opancerzone ciężarówki i samochody terenowe zastępujące na skutek doświadczeń irackich popularne Humvee (słabo odporne na przydrożne ładunki wybuchowe stanowiły zagrożenie dla życia żołnierzy), po operacji afgańskiej zdają się być nikomu niepotrzebne. Kilka tysięcy Amerykanie zamierzają złomować w Afganistanie. Czynią to już nepalscy najemnicy. Odpis księgowy z tytułu tej straty idzie w miliardy dolarów. W czym rzecz? Samochody tej klasy było przydatne tylko w walce z przeciwnikiem w tzw. wojnie asymetrycznej, dość krótkiej wojnie. MRAP – ów, co prawda bezpieczniejszych od Humerów, nie chciało kupić żadne inne państwo, które prowadzi i będzie prowadziło podobne operacje. W grę wchodziły przede wszystkim Pakistan i Afganistan. Części dla pojazdów i ich serwis są zbyt drogie, i szczególnie w wypadku Afganistanu pochłonęłyby zbyt duży udział ograniczonych zasobów. Tylko bogatego na nie stać i tylko Stany Zjednoczone mogą pokusić się o zamówienie tysięcy egzemplarzy takich samochodów. Dlatego nazywamy USA monopsonem, mimo iż potencjalnie istnieją inni zamawiający. Podobny porządek rzeczy dotyczy niektórych dronów. Według wysokich oficerów US Air Force, maszyny MQ-9 Reaper czy MQ-1 Predator są bezużyteczne w większości sytuacji bojowych. - Dziś (...) nie mógłbym umieścić [Predatora lub Repera – przyp. red.] w Cieśninie Ormuz, bez konieczności wysłania samolotów, które by go chroniły - twierdzi generał Mike Hostage, dowódca Air Combat Command. Bezzałogowe aparaty są bardzo wolne. Nadają się do atakowania prymitywnych Talibów czy zdobywania informacji wywiadowczych o liderach Al – Kaidy. Są tańsze w eksploatacji od samolotów wielozadaniowych w wojnie przeciw partyzantom. W starciu z konwencjonalnym wrogiem, posiadającym uzbrojenie charakterystyczne dla epoki przemysłowej, przykładowo Syrią czy Iranem, nie mają szans. Stąd po wycofaniu z wojny afgańskiej duża część maszyn stanie się bezużyteczna. Niektóre z pewnością będą stosowane w ograniczonych operacjach wojskowych czy CIA w Libii, Jemenie i innych teatrach działań. Pokaźny wolumen dronów trzeba będzie złomować lub zakonserwować, jeśli nie znajdzie się chętna na nie armia czy zastosowanie na rynku cywilnym. Ostatni scenariusz jest mało prawdopodobny. Gospodarka rynkowa zna tańsze aparaty do obserwacji meteorologicznej, zarządzania kryzysowego w czasie kataklizmów czy późniejszego szacowania strat dzięki zdjęciom.

Kapitał ludzki

Wojna niesie za sobą specyficzne nakłady osobowe. Koszty dodatków emerytalnych dla weteranów, podniesionych sum ubezpieczeń zdrowotnych, opieki jaką trzeba zapewnić inwalidom itp. to około 134,7 mld. dol. już przetransferowanych świadczeń i opłaconych ubezpieczeń. W wymienionych operacjach uczestniczyło do tej pory półtora miliona żołnierzy amerykańskich, pół miliona otrzymuje pomoc, a liczba kwalifikujących się rośnie. Według prognoz, do 2053 r. wydatki na opiekę nad weteranami wyniosą od 754 mld. do bln. dol., tak twierdzi Linda J. Bilmes, analityk projektu „Costs of War". Wreszcie, przynajmniej w dziesiątkach miliardów dolarów należy mierzyć „stratę" dla gospodarki amerykańskiej z tytułu oderwania od pracy żołnierzy rezerwy powołanych na wojnę. Przecież w tym samym czasie mogli wnieść wkład w tworzenie bogactwa USA. Kolejny blok to fundusze na odbudowę dystrybuowane przez Departament Stanu i rządowe agencje zajmujące się pomocą międzynarodową. Irak, Afganistan i Pakistan dostały z amerykańskiego budżetu 103,5 mld. dol. Suma obejmuje także część pomocy wojskowej. Setki milionów dolarów kosztowały Pentagon odszkodowania dla przypadkowo zranionych Irakijczyków i Afgańczyków oraz rodzin tych niewinnych, którzy zginęli.

Mnożnik wszystko wyjaśnia?

To prawda, że zwiększone wydatki wojenne skutkują nowymi miejscami pracy w kompleksie militarno – przemysłowym. Jednak faktem jest również, iż pieniądze zainwestowane w sposób alternatywny, na przykład w edukację, budownictwo czy usługi zdrowotne, również oznaczają powstawanie miejsc pracy. Należy zatem odpowiedzieć na pytanie, która z tych ścieżek wydatkowych jest bardziej efektywna? Ekonomiści zaangażowani w projekt uważają, że milion dolarów wydanych przez rząd w sektorze militarnym daje rocznie 8, 3 miejsc pracy w gospodarce amerykańskiej, w budownictwie 11, 1 a w opiece zdrowotnej 14, 3. Zatem kontrfaktyczny scenariusz zastosowania kapitału jawi się jako bardziej produktywny. Dzieje się tak dlatego, że wydatki wojenne są dysponowane w dużej mierze za granicą, a owoce wojny są mniej twórcze, bowiem tworzone dobra nie służą powstawaniu kolejnych. Różnica w efektach stymulowania gospodarki za pomocą wydatków zbrojeniowych a alternatywnym ich zastosowaniem to nic innego jak utracone PKB. Wnioskujemy z tego, że marnowanie kapitału oznacza zwiększone bezrobocie, ergo zubożenie. Nieco inaczej ujmują sprawę Robert J. Barro z Harvard University i Veronique de Rugy z George Mason University. W analizie pt. „Wydatki obronne a gospodarka" sporządzonej w związku z obniżeniem budżetu Pentagonu o 5 proc. w roku fiskalnym 2013 stwierdzają, że cięcia przyczynią się do wzrostu PKB. Zauważają, że w długim okresie deficyt trzeba będzie równoważyć wzrostem podatków, skoro wydatki nie są pokrywane wpływami podatkowymi. Innymi słowy zmniejszenie wydatków pozwala uniknąć podwyżki podatków. Ponieważ negatywny efekt mnożnikowy obniżenia wydatków na obronę jest mniejszy (-0, 4 do -0, 6 w roku nast.) niż analogiczny efekt wynikający ze wzrostu podatków (-1, 1), to bilans cięć w dłuższym czasie wyjdzie gospodarce na dobre.

Co mają czołgi do stopy procentowej?

Od zastosowania kapitału przejdźmy do jego źródła i skutków transmisji oszczędności w wydatki wojenne. Rzeczona Congressional Research Service wylicza, iż wojny w Iraku i Afganistanie skutkują średniorocznym zwiększeniem deficytu o 1 proc. PKB do roku 2020. Ryan D. Edwards z City University of New York wylicza, że skumulowane odsetki od długu wojennego w latach 2001 – 2013 to 260 mld. dol. Z kolei według kongresowych analityków, w najgorszym scenariuszu, tylko do 2020 r. wyniosą one okrągły bln. dol. Dramatyczna wartość w prognozie ma być wynikiem spodziewanego wzrostu stóp procentowych. Urzędnicy Kongresu zdają się bowiem zakładać, iż wysoka preferencja czasowa rządu i sektora prywatnego (skłonność do życia na kredyt) w długim terminie musi być karana odpowiednio wysoką stopą procentową, by wymusić oszczędzanie.

Ochrona przed sabotażem i terroryzmem

Stany Zjednoczone zwiększyły także wydatki na bezpieczeństwo wewnętrzne. Do 2013 r. było to 455 mld. dol. więcej niż w scenariuszu budżetowym na lata 2002 – 2013 opracowanym przed zamachami na WTC i Pentagon – twierdzą Anita Dancs z Western New England University i wymieniona wcześniej Linda J. Bilmes z Harvard Kennedy School of Government. Za te środki wzmocniono między innymi ochronę i monitoring infrastruktury krytycznej, czyli urzędów centralnych, siedzib agend bezpieczeństwa wszystkich poziomów, banków, gazociągów i ropociągów, rafinerii, pól wydobywczych, elektrowni, elektrociepłowni, autostrad i linii kolejowych, kolejek miejskich (w tym metra) itd.

Geoekonomiczne przebiegunowanie?

W czasie drugiej wojny irackiej prezydent G. W. Bush powoływał rezerwistów ze wszystkich trzech przewidzianych prawem kategorii. Podobna mobilizacja miała wcześniej miejsce w czasie wojny w Indochinach. Wydatki wietnamskie w połączeniu z programem Wielkiego Społeczeństwa były przyczyną nadpłynności dolara, co doprowadziło do zerwania z zakotwiczeniem systemu Bretton Woods w złocie. Trudno uciec od pokusy zbudowania analogii do tamtych wydarzeń w związku z aktualną kondycją budżetu USA. Czy przewartościowanie zdolności ekonomicznej Stanów Zjednoczonych do interwencji militarnych miało już miejsce? Wszak kolejne groźby ataku na Syrię spotykały się z ciekawą postawą Chińczyków, którzy odpowiadali „rzucając" na rynek obligacje Departamentu Skarbu...

Zostawiając na boku geostrategiczny spór co do słuszności powyższych operacji (ściślej rzecz ujmując sporna była iracka), zajmijmy się ekonomiką przedmiotu. Podawane oficjalnie dane dotyczące kosztów wojennego gospodarowania zazwyczaj ignorują nakłady i straty ukryte w przypisach ksiąg rachunkowych, jak również wynikające z mało znanych prawideł ekonomicznych, jak koszt utraconych korzyści czy efektywność alternatywnego zastosowania kapitału, słowem marnotrawstwo wszelkich zasobów w całej swej skomplikowanej naturze.

Pozostało 95% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację