Zostawiając na boku geostrategiczny spór co do słuszności powyższych operacji (ściślej rzecz ujmując sporna była iracka), zajmijmy się ekonomiką przedmiotu. Podawane oficjalnie dane dotyczące kosztów wojennego gospodarowania zazwyczaj ignorują nakłady i straty ukryte w przypisach ksiąg rachunkowych, jak również wynikające z mało znanych prawideł ekonomicznych, jak koszt utraconych korzyści czy efektywność alternatywnego zastosowania kapitału, słowem marnotrawstwo wszelkich zasobów w całej swej skomplikowanej naturze.
Parlamentarny think – tank USA, Congressional Research Service podaje, iż łącznie z rokiem fiskalnym 2013 (czyli do końca września) Pentagon dostał na obsługę wymienionych konfliktów około 1, 4 bln. dol. (po uwzględnieniu deflatora Departamentu Obrony, w cenach stałych z 2011 r.). Tymczasem według ekonomistów, politologów i prawników zaangażowanych w projekt „Costs of War" Brown University's Watson Institute for International Studies dodatkowe koszty związane z prowadzeniem działań wojennych były ukrywane w budżecie bazowym Pentagonu (wydatki niewojenne). Skonstruowana przed zamachami z 11 września długoterminowa projekcja budżetowa (lata fiskalne 2002 – 2011) zakładała, że Departament Obrony będzie miał do dyspozycji 4, 572 bln. dol., tymczasem wydał 5, 238 bln. dol. (również ceny stałe z 2011 r.). Po uwzględnieniu lat budżetowych 2012 – 2013 daje to dodatkową kwotę najmniej 700 mld. dol. Skąd konstatacja, że wzrost wydatków jest związany z wojnami? Czyż proste wyciąganie wniosków ze zwykłego następstwa w czasie nie jest błędem logicznym?
Środki trwałe
Tu dochodzimy do sztuczek, czy ujmując sprawę łagodniej, niuansów księgowych. Najlepiej wyjaśnić je na przykładach. W wymienionych wojnach Amerykanie stracili około 300 śmigłowców i kilkadziesiąt samolotów wielozadaniowych, co oznacza, że z różnych przyczyn spisali je ze stanu. Używając ekonomicznej nowomowy, uzupełnienie środka trwałego (śmigłowca itd.) w postaci zakupu nowego sprzętu (przecież wojna nie może zmniejszyć potencjału armii), traktowano często jako nakład na modernizację w budżecie bazowym. A przecież gdyby nie konflikt zbrojny nie mielibyśmy do czynienia z tego rodzaju zniszczeniami, ergo jest to wydatek wojenny. I nie chodzi tu tylko o sprzęt zniszczony, ale jego zużycie, które na polu bitwy ma przyspieszony charakter. Koszt remontu takich jednostek często wrzucano do budżetu niewojennego po powrocie sprzętu do baz macierzystych położonych poza strefą wojny.
Zwyczaje Lewiatana
Jak wiemy, co do zasady, państwo jest monopsonem na rynku zbrojeniowym, czyli jedynym bądź dominującym spośród zamawiających produkt lub usługę. Dla naszych rozważań oznacza to, iż zamawia rzeczy nikomu innemu niepotrzebne, a często się zdarza, iż samemu wojującemu potrzebne krócej niż trwa cykl życia produktu. Takich wydatków było wiele w budżecie bazowym Pentagonu. Do najbardziej spektakularnych należą samochody klasy MRAP. Te silnie opancerzone ciężarówki i samochody terenowe zastępujące na skutek doświadczeń irackich popularne Humvee (słabo odporne na przydrożne ładunki wybuchowe stanowiły zagrożenie dla życia żołnierzy), po operacji afgańskiej zdają się być nikomu niepotrzebne. Kilka tysięcy Amerykanie zamierzają złomować w Afganistanie. Czynią to już nepalscy najemnicy. Odpis księgowy z tytułu tej straty idzie w miliardy dolarów. W czym rzecz? Samochody tej klasy było przydatne tylko w walce z przeciwnikiem w tzw. wojnie asymetrycznej, dość krótkiej wojnie. MRAP – ów, co prawda bezpieczniejszych od Humerów, nie chciało kupić żadne inne państwo, które prowadzi i będzie prowadziło podobne operacje. W grę wchodziły przede wszystkim Pakistan i Afganistan. Części dla pojazdów i ich serwis są zbyt drogie, i szczególnie w wypadku Afganistanu pochłonęłyby zbyt duży udział ograniczonych zasobów. Tylko bogatego na nie stać i tylko Stany Zjednoczone mogą pokusić się o zamówienie tysięcy egzemplarzy takich samochodów. Dlatego nazywamy USA monopsonem, mimo iż potencjalnie istnieją inni zamawiający. Podobny porządek rzeczy dotyczy niektórych dronów. Według wysokich oficerów US Air Force, maszyny MQ-9 Reaper czy MQ-1 Predator są bezużyteczne w większości sytuacji bojowych. - Dziś (...) nie mógłbym umieścić [Predatora lub Repera – przyp. red.] w Cieśninie Ormuz, bez konieczności wysłania samolotów, które by go chroniły - twierdzi generał Mike Hostage, dowódca Air Combat Command. Bezzałogowe aparaty są bardzo wolne. Nadają się do atakowania prymitywnych Talibów czy zdobywania informacji wywiadowczych o liderach Al – Kaidy. Są tańsze w eksploatacji od samolotów wielozadaniowych w wojnie przeciw partyzantom. W starciu z konwencjonalnym wrogiem, posiadającym uzbrojenie charakterystyczne dla epoki przemysłowej, przykładowo Syrią czy Iranem, nie mają szans. Stąd po wycofaniu z wojny afgańskiej duża część maszyn stanie się bezużyteczna. Niektóre z pewnością będą stosowane w ograniczonych operacjach wojskowych czy CIA w Libii, Jemenie i innych teatrach działań. Pokaźny wolumen dronów trzeba będzie złomować lub zakonserwować, jeśli nie znajdzie się chętna na nie armia czy zastosowanie na rynku cywilnym. Ostatni scenariusz jest mało prawdopodobny. Gospodarka rynkowa zna tańsze aparaty do obserwacji meteorologicznej, zarządzania kryzysowego w czasie kataklizmów czy późniejszego szacowania strat dzięki zdjęciom.
Kapitał ludzki
Wojna niesie za sobą specyficzne nakłady osobowe. Koszty dodatków emerytalnych dla weteranów, podniesionych sum ubezpieczeń zdrowotnych, opieki jaką trzeba zapewnić inwalidom itp. to około 134,7 mld. dol. już przetransferowanych świadczeń i opłaconych ubezpieczeń. W wymienionych operacjach uczestniczyło do tej pory półtora miliona żołnierzy amerykańskich, pół miliona otrzymuje pomoc, a liczba kwalifikujących się rośnie. Według prognoz, do 2053 r. wydatki na opiekę nad weteranami wyniosą od 754 mld. do bln. dol., tak twierdzi Linda J. Bilmes, analityk projektu „Costs of War". Wreszcie, przynajmniej w dziesiątkach miliardów dolarów należy mierzyć „stratę" dla gospodarki amerykańskiej z tytułu oderwania od pracy żołnierzy rezerwy powołanych na wojnę. Przecież w tym samym czasie mogli wnieść wkład w tworzenie bogactwa USA. Kolejny blok to fundusze na odbudowę dystrybuowane przez Departament Stanu i rządowe agencje zajmujące się pomocą międzynarodową. Irak, Afganistan i Pakistan dostały z amerykańskiego budżetu 103,5 mld. dol. Suma obejmuje także część pomocy wojskowej. Setki milionów dolarów kosztowały Pentagon odszkodowania dla przypadkowo zranionych Irakijczyków i Afgańczyków oraz rodzin tych niewinnych, którzy zginęli.