Za ministra Rostowskiego  mieliśmy kiedyś podobną sytuację. W tedy też resort intensywnie pożyczał od początku roku, bojąc się zawirowań na międzynarodowych rynkach. Potem okazało się, że sytuacja na świecie była spokojna, natomiast u nas stopy procentowe znacząco spadły. Czyli ta zapobiegliwość miała swoją policzalną cenę. Ministerstwo pożyczało pieniądze drożej, niż gdyby wstrzymało się z przedwczesnymi przetargami.

Teraz nie ma takiego niebezpieczeństwa. Mamy rekordowo niski poziom stóp procentowych. Sytuacja na rynkach międzynarodowych też sprzyja, ponieważ wobec coraz lepszych prognoz gospodarczych inwestorzy chętniej kupują papiery państw do niedawna uznawanych za bardziej ryzykowne. Oferują one zazwyczaj znacząco wyższe oprocentowanie, ?niż papiery światowych potęg, a związane ?z nimi ryzyko jest dziś niewiele mniejsze.

Dziś pożyczanie pieniędzy na zapas ?ma też większy sens, bo pod koniec roku może zacząć się podnoszenie w Polsce stóp procentowych. Moim zdaniem, prezes Belka będzie bardzo wstrzemięźliwy w tej kwestii, ale takie decyzje podejmuje cała Rada Polityki Pieniężnej.

Można oszacować, że pożyczenie na pół roku np. 10 mld zł kosztuje ok. 200 mln zł. Jeżeli pieniądze te trafią na rachunek ?w NBP, to z pewnością odsetki płacone przez bank centralny pokryją znacząca część tego kosztu. Jednak z pewnością takie przedwczesne pożyczanie kosztuje. Pytanie czy te koszty będą niższe niż ewentualne straty wywołane zaciąganiem zobowiązań w czasie dekoniunktury czy wyższych stóp procentowych. To się jednak dopiero okaże i albo resort dostanie pochwały za oszczędne gospodarowanie pieniądzem publicznym, ?albo...