Dlaczego? To proste: bo umiemy liczyć. Wiemy, gdzie i co można kupić taniej niż w Polsce. I to nie tylko podczas sezonowego czyszczenia magazynów. Znamy za granicą wielkie centra wyprzedażowe, w porównaniu z którymi rodzime outletyFactory to magazyny z tandetą, w dodatku z wyższymi cenami.
Dzieje się tak nie tylko dlatego, że jesteśmy biedniejsi niż nasi zachodni sąsiedzi. I dużo biedniejsi niż Amerykanie. Ale dlatego, że coraz częściej, podróżując po świecie, nauczyliśmy się kupować tam, gdzie jest tanio i dobrze. Powodem tej drożyzny u nas jest głównie polityka importerów, którzy nie potrafią normalnie handlować i planować, a myślą jedynie o ryzyku. Sprzedają więc u nas tak drogo, jak się tylko da.
A jak się nie da? To nie sprzedają w ogóle. I nie żałują, bo wysoka marża powoduje, że nie działają ze stratami. A przy tym jednocześnie specjalnie się nie napracują. Ciekawe jest jednak, czy wielkich importerów nie niepokoi to, że na ulicach polskich miast i w naszych domach jest coraz więcej najnowocześniejszych urządzeń, które wcale nie pochodzą z ich sklepów? Czy nie zastanawia ich, że ktoś wyręcza ich w tym, co mogliby zrobić sami i nieźle przy tym zarobić?
Ponadto producenci kosmetyków, samochodów, najróżniejszych akcesoriów i innych artykułów twierdzą, że Polacy są bardzo głodni wszelkich nowości. I są nawet gotowi zapłacić więcej, żeby posiadać coś, co akurat jest na topie. Tyle że nie kupują tego w kraju, bo nie muszą.
Swoją drogą ciekawe, jak długo jeszcze właściciele sklepów z artykułami z wyższej półki nie będą zauważać, że konsumenci cały czas „głosują nogami"? A pieniądze, które mogliby zarobić, idą do zupełnie innej kieszeni.