Dlaczego nie latamy taniej

Transport lotniczy zawsze był dla rządów źródłem dochodów. Nawet wówczas,kiedy były one zmuszone do udzielania przewoźnikom pomocy finansowej.

Publikacja: 26.03.2014 09:40

Dlaczego nie latamy taniej

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompala Waldemar Kompala

Tak jest i teraz w Europie, gdzie kilkanaście linii ubiega się o publiczne wsparcie, bądź też już uzyskało zgodę Brukseli na jej otrzymanie. Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych IATA zapowiada,że w tym roku branża zarobi na świecie 18,7 mld dolarów, z tego Europa 3,1 mld. To  na naszym kontynencie wyjątkowo dużo, ale   i tak    o 100 mln dol. mniej,niż  IATA prognozowała kwartał temu.

Dla europosłów z Parlamentu Europejskiego był to sygnał,że  skoro jest tak dobrze, to na lotnictwo trzeba  jak najszybciej nałożyć podatki. Przy tym odrzucono globalne porozumienie Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa  Cywilnego (ICAO) w sprawie redukcji emisji dwutlenku węgla przez transport lotniczy. W tym porozumieniu zatwierdzonym  globalnie w październiku 2013 ustalono,że bardzo kontrowersyjny podatek ETS ( za lotnicze emisje CO2 ) nie będzie obowiązywał na loty międzykontynentalne, a tylko wewnątrzunijne. Co  w sposób oczywisty dawało przewagę konkurencyjną przewoźnikom spoza  krajów Wspólnoty. Unijne linie płacą ten podatek od początku 2011 roku. UE  zostawiając obciążenie u siebie ,wtedy wycofała się z obciążania wszystkich przewoźnikom tym haraczem,bo zbuntowały się rządy Azji i obu Ameryk.  Chociaż w Brukseli twierdzono,że skoro transport lotniczy korzysta ze środowiska,to musi za nie płacić. I nie miało znaczenia,że floty praktycznie wszystkich krajów na świecie prowadzą teraz bardzo kosztowne programy wymiany maszyn. Np lotowski dreamliner spala o 15 proc. mniej, niż jego poprzednik Boeing 767. Ta wymiana kosztuje, a LOT i tak musi płacić, to znaczy nie LOT,ale jego pasażerowie. Bo polski przewoźnik dokładnie tak samo, jak i pozostałe linie lotnicze wszystkie dodatkowe koszty,ile się da,przerzuca na pasażerów. A ile się da jest bardzo ograniczone,ze względu na zaciekłą konkurencję na rynku.

Przy czym tak naprawdę nie wiadomo dokąd miałyby pójść pieniądze (dokąd idą ?) z ETS. Do budżetu unijnego? Europosłowie z Komisji Środowiska parlamentu Europejskiego chcą,żeby szły bezpośrednio na ochronę środowiska .Czyli dokąd ?  I jak   miałyby być rozdzielane.

Niektóre europejskie rządy rozumieją,że podatki nakładane na transport lotniczy paradoksalnie  dają mniejsze wpływy z tej branży, niż jest wówczas,kiedy się je obniża. Ograniczyli lotniczy haracz Holendrzy i zyski wzrosły,  bo ceny spadły i np w Amsterdamie zaczęło się przesiadać więcej pasażerów. Do podobnego wniosku doszli również Brytyjczycy,którzy planują zmniejszenie opodatkowania lotnictwa od 1 kwietnia przyszłego roku. I chcą,aby wszystkie obciążenia działały już od kwietnia,czyli za mniej, niż tydzień.

Dlaczego nie rozumieją tego europosłowie ? To proste. Europosłom jest obojętne ile płacą za bilety lotnicze, bo to nie oni płacą, tylko podatnicy. Ci sami,którzy za  swoje bilety płacą drożej, bo tak zdecydowali posłowie.

Jest jeszcze nadzieja. Za tydzień cały Parlament Europejski ma głosować w sprawie odroczenia ETS. Może tam jednak zwycięży zdrowy rozsądek. A swoją drogą ciekawe dlaczego ci sami europosłowie są znacznie mniej skorzy do przyspieszenia prac nad wdrożeniem w Unii Europejskiej Jednolitego Nieba, które skróciłoby  podróże lotnicze i obniżyłoby ich koszty? Nie mówiąc już,że krótsze podróże, to mniejsze emisje. Odpowiedź? Jak wyżej.

Tak jest i teraz w Europie, gdzie kilkanaście linii ubiega się o publiczne wsparcie, bądź też już uzyskało zgodę Brukseli na jej otrzymanie. Międzynarodowe Zrzeszenie Przewoźników Powietrznych IATA zapowiada,że w tym roku branża zarobi na świecie 18,7 mld dolarów, z tego Europa 3,1 mld. To  na naszym kontynencie wyjątkowo dużo, ale   i tak    o 100 mln dol. mniej,niż  IATA prognozowała kwartał temu.

Dla europosłów z Parlamentu Europejskiego był to sygnał,że  skoro jest tak dobrze, to na lotnictwo trzeba  jak najszybciej nałożyć podatki. Przy tym odrzucono globalne porozumienie Międzynarodowej Organizacji Lotnictwa  Cywilnego (ICAO) w sprawie redukcji emisji dwutlenku węgla przez transport lotniczy. W tym porozumieniu zatwierdzonym  globalnie w październiku 2013 ustalono,że bardzo kontrowersyjny podatek ETS ( za lotnicze emisje CO2 ) nie będzie obowiązywał na loty międzykontynentalne, a tylko wewnątrzunijne. Co  w sposób oczywisty dawało przewagę konkurencyjną przewoźnikom spoza  krajów Wspólnoty. Unijne linie płacą ten podatek od początku 2011 roku. UE  zostawiając obciążenie u siebie ,wtedy wycofała się z obciążania wszystkich przewoźnikom tym haraczem,bo zbuntowały się rządy Azji i obu Ameryk.  Chociaż w Brukseli twierdzono,że skoro transport lotniczy korzysta ze środowiska,to musi za nie płacić. I nie miało znaczenia,że floty praktycznie wszystkich krajów na świecie prowadzą teraz bardzo kosztowne programy wymiany maszyn. Np lotowski dreamliner spala o 15 proc. mniej, niż jego poprzednik Boeing 767. Ta wymiana kosztuje, a LOT i tak musi płacić, to znaczy nie LOT,ale jego pasażerowie. Bo polski przewoźnik dokładnie tak samo, jak i pozostałe linie lotnicze wszystkie dodatkowe koszty,ile się da,przerzuca na pasażerów. A ile się da jest bardzo ograniczone,ze względu na zaciekłą konkurencję na rynku.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację