Na początku roku z giełdą – decyzją funduszu należącego do PZU – pożegnała się Armatura, spółka z branży materiałów budowlanych, największy w Polsce producent armatury sanitarnej. Chwilę później znikł Barlinek również należący do Sołowowa.
Powodów takich decyzji właścicieli jest kilka. Wszystkie wymienione spółki działają w branży, która szczególnie mocno odczuła skutki kryzysu. Wszystkie są silnie uzależnione od stanu rynku rosyjskiego, co pogłębia teraz ich kłopoty finansowe. No i wszystkie wymagają działań naprawczych, a te łatwiej jest robić nie w blasku jupiterów, tylko w zaciszu gabinetów. Status spółki publicznej z punktu widzenia właściciela takie działania utrudnia. To powód pierwszy.
Drugi to niska wycena tych firm. We wszystkich główni akcjonariusze zdecydowali się ogłosić wezwania na brakujące akcje, proponując ceny grubo poniżej wartości księgowej tych spółek.
Słyszałem opinie, że takie zachowanie głównych udziałowców jest krzywdzące dla akcjonariuszy mniejszościowych i – choć odbywa się w majestacie prawa – to szkodzi rynkowi kapitałowemu. Z tym ostatnim stwierdzeniem można się zgodzić, tyle tylko, że ten rynek już dawno popsuł największy jego udziałowiec, jakim jest Skarb Państwa. Demontując OFE, sprawił, że podstawowa funkcja giełdy, czyli możliwość pozyskania kapitału przez spółki, została poważnie ograniczona. I to może być powód trzeci, nie mniej ważny niż poprzednie. Przypomnijmy, że Michał Sołowow chętnie wykorzystywał ten walor giełdy, pozyskując poprzez wtórne emisje setki milionów złotych. Teraz widocznie stwierdził, że szanse na pieniądze tą drogą są niewielkie, a bycie spółką giełdową tylko dla prestiżu nieopłacalne i że lepiej dogadać się z bankiem.
Cezary Adamczyk