Wernyhorę zatrudnię

Właściwie nic złego się nie dzieje. Są problemy, konflikty, wojny i wojenki, ale nie stało się nic ekstra, nigdzie nie wybuchł zaskakujący kryzys.

Publikacja: 10.10.2015 19:35

Piotr Aleksandrowicz

Piotr Aleksandrowicz

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompala

A jednak w ciągu ostatnich kilku tygodni i miesięcy gwałtownie wzrosła liczba poważnych ostrzeżeń przed globalną recesją (MFW, BIS, Bank of England, Larry Summers, Willem Buiter i inni).

Skąd ten pesymizm na świecie? Po pierwsze, licząc od 2009 roku, czyli dołka światowej recesji, mamy 6 rok wzrostu gospodarczego. Można wybrzydzać na jego tempo, ale kraje wschodzące i obie Ameryki rozwijały się cały czas, a Afryka wręcz szalała. Tylko Europa, której znaczenie jest coraz mniejsze, kolebała się od wzrostu przez stagnację do recesji i z powrotem, ale też wydaje się, że najgorsze ma za sobą. Jednak klasyczny cykl , który trwa 7-8 lat, powoli dobiega końca.

Po drugie, wyczerpał swoje możliwości chiński silnik napędzający za pomocą inwestycji istotną część światowego wzrostu gospodarczego. Tamtejsza gospodarka wygląda dziś na powiązaną pergaminowymi sznurkami, z ogromnym zadłużeniem korporacji, szaloną bankowością cienia, miastami widmami wybudowanymi pod wpływem opętanych wizji gwałtownej urbanizacji, zamierającym eksportem. Ważny wskaźnik prognostyczny PMI dla wytwórczości jest głęboko poniżej 50 punktów, co wskazuje, że produkcja spada. I nie widać nikogo, kto mógłby zastąpić Chiny w napędzaniu globalnego wzrostu gospodarczego.

Po trzecie wreszcie, istotna część problemów, jakie objawiły się z kryzysową mocą w 2008-2009 roku nie została rozwiązana. Nadal istnieją banki z zafałszowanymi bilansami i za wielkie by upaść, nadal rządy są obciążone gigantycznymi długami. A zamiast zadłużenia hipotecznego w USA, nadął się balon długów korporacyjnych w krajach wschodzących. MFW szacuje, że overborrowing, czyli „przepożyczkowienie" ( obligacyjne i bankowe) wschodzących korporacji wynosi 3 biliony dolarów. Kiedy firmy chińskie, brazylijskie, z Indonezji czy Meksyku przestaną obsługiwać długi, zaraza rozprzestrzeni się na cały glob.

Wszystkie prognozy dla świata są od kilku lat rewidowane w dół. Polskie też będą, jest to tylko kwestia czasu, mimo, że u nas gospodarka jest w miarę stabilna. Mamy względnie ograniczony dług i deficyt finansów publicznych (choć w porównaniu z innymi krajami wschodzącymi - wysoki) , w miarę zrównoważony bilans płatniczy, umiarkowane zadłużenie konsumentów i przedsiębiorstw. Ale już teraz niektórzy polscy analitycy uważają, że wzrost gospodarczy będzie u nas w 2016 roku niższy niż w bieżącym. Przy kompletnym braku reform podażowych, przy coraz bardziej krępujących regulacjach i biurokracji, jest to prawdopodobne.

Dlatego potrzebna jest odpowiedzialna polityka gospodarcza. Jej elementem powinny być pasy bezpieczeństwa – przede wszystkim zrównoważone finanse publiczne, ale także klimat i regulacje sprzyjające inwestycjom kapitału krajowego i zagranicznego. Tymczasem rząd przygotował budżet z nominalnie największym deficytem od lat, natomiast lider opozycji, która zapewne wygra wybory, zapowiada jego dalsze zwiększenie, równocześnie ogłaszając obłożenie części gospodarki nowymi podatkami.

W ostatnich latach etatyzm pięknie rozwinął się w Polsce dławiąc wolny rynek i rozdymając sektor państwowy. Co gorsza, po wyborach można się spodziewać jeszcze większej ingerencji państwa w gospodarkę, ręcznego sterowania sektorem publicznym, ratowania nierentownych branż i firm, prób „polonizacji" i „reindustrializacji" na koszt podatników. To oznacza nieefektywne, marnotrawne wydawanie ograniczonych zasobów finansowych. Na koniec, podstawowe siły polityczne prześcigają się w obietnicach i zapowiedziach, które mają tylko jedną wspólną cechę - dokładają polską niestabilność i niepewność do światowej.

Przydałby się Wernyhora, by uświadomić politykom jaką wartością jest makroekonomiczna stabilność gospodarki i wolny rynek, jak niewiele potrzeba, by je stracić i jak trudno odzyskać.

A jednak w ciągu ostatnich kilku tygodni i miesięcy gwałtownie wzrosła liczba poważnych ostrzeżeń przed globalną recesją (MFW, BIS, Bank of England, Larry Summers, Willem Buiter i inni).

Skąd ten pesymizm na świecie? Po pierwsze, licząc od 2009 roku, czyli dołka światowej recesji, mamy 6 rok wzrostu gospodarczego. Można wybrzydzać na jego tempo, ale kraje wschodzące i obie Ameryki rozwijały się cały czas, a Afryka wręcz szalała. Tylko Europa, której znaczenie jest coraz mniejsze, kolebała się od wzrostu przez stagnację do recesji i z powrotem, ale też wydaje się, że najgorsze ma za sobą. Jednak klasyczny cykl , który trwa 7-8 lat, powoli dobiega końca.

Pozostało 81% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację