Prawdziwe trzęsienie ziemi w debacie publicznej wywołało wprowadzenie limitów eksportu chipów do Polski z USA. I choć eksperci wskazują, że nasze zapotrzebowanie jest dużo mniejsze niż proponowane limity, to warto zadać pytanie: dlaczego zainteresowanie i emocje wywołują tylko niektóre gałęzie gospodarki, a nie te, których ekonomiczne znaczenie jest obecnie o wiele większe?
Dopłacamy do węgla, dopłaćmy i do stali
Tymczasem w Polsce, bez dużego rozgłosu, zaczyna się agonia konkurencyjności polskiej stali, a być może tego sektora jako całości. Prolog w postaci hutniczych protestów domagających się przejęcia przez państwo upadłej Huty Częstochowa oglądaliśmy kilka miesięcy temu.
Ostatecznie w przejęcie huty zaangażował się rząd (m.in. poprzez państwowy Węglokoks), czym być może uratuje dostawy polskiej stali dla naszego przemysłu zbrojeniowego. Flagowym produktem Huty Częstochowa są bowiem blachy grube wykorzystywane w produkcji zbrojeniowej, a także do budowy wież wiatrowych.
Na ile jeszcze doraźnych akcji ratunkowych stać polskiego podatnika? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi, choć jedno jest pewne: inwestycyjna profilaktyka wyjdzie nam taniej niż doraźne leczenie. Takie interwencje nie zmienią też strukturalnych problemów polskich producentów stali, jakimi są wysokie ceny energii czy – w coraz większym stopniu – koszty emisji dwutlenku węgla. Stal będzie więc drożeć. Sytuacja zaczyna aż za bardzo przypominać los polskiego węgla – drogiego i dotowanego miliardami z pieniędzy podatnika. Stal jednak jest i pozostanie niezbędna dla gospodarki, natomiast węgiel energetyczny potrafimy zastąpić.
Import stali spoza Unii
Może więc trzeba zdać się na import stali spoza Unii Europejskiej? Byłby to fatalny scenariusz zarówno z powodów klimatycznych, jak i gospodarczych. Taka stal również będzie obciążona kosztami emisji dwutlenku węgla, być może nawet większymi, gdyż poza Europą produkcja stali jest często bardziej emisyjna.