W swoim komunikacie Ministerstwo Finansów pisze, że dochody z podatku VAT za rok 2015 w dniu 26 listopada były niższe od przyjętych w ustawie budżetowej o 13,3 mld zł, a ogólny ubytek wynosi ok. 12 mld zł. To uzasadnienie potrzeby pilnej nowelizacja budżetu, która ma zostać przestawiona 1 grudnia.
To oczywiście duża dziura, ale nie jest odkryta nagle przez rząd PiS. Poprzedni rząd też o tym mówił, tyle że uznał, że wystarczą tzw. naturalne oszczędności. Także jeszcze w październiku nic na gwałtowne załamanie budżetu nie wskazywało.
Co się zatem wydarzyło w ciągu jednego miesiąca, że nagle, na gwałt, na jeden miesiąc trzeba budżet zmieniać? Hipotez jest kilka. Może rzeczywiście w listopadzie ministerstwa nagle dokonały ogromnych wydatków i teraz brakuje pieniędzy? To jednak mało prawdopodobne. Bardziej prawdziwe wydaje się, że nowy rząd zaczyna gmerać w budżecie, bo zdał sobie sprawę, że stan finansów publicznych nie pozwala na szybką realizację jego niezwykle przecież kosztownych obietnic wyborczych. Możliwe są więc jakieś sztuczki, przesunięcia, która dadzą większy luz na przyszły rok. Nowelizacja budżetu to nie dramat, obawiam się jedynie, że nowy minister finansów, tak jak jego niektórzy poprzednicy, będzie wolał kreatywną księgować, by upchać np. koszty dodatków 500 zł na dziecko, niż naprawdę uzdrawiać finanse publiczne.