Witold M. Orłowski: Rachunek za stawianie na miernoty

Politycy powinni zrozumieć, że choć stawianie na posłuszne miernoty jest wygodne, prędzej czy później trzeba za to zapłacić.

Publikacja: 07.12.2023 03:00

Nowy rząd Mateusza Morawieckiego

Nowy rząd Mateusza Morawieckiego

Foto: PAP/Paweł Supernak

W ostatnich latach mieliśmy do czynienia z wielu przypadkami błyskotliwych karier osób, których jedyną zaletą była absolutna wierność i pełna gotowość do odwdzięczania się politycznym protektorom. Oczywiście, że obsadzanie takimi kandydatami urzędów i stanowisk w spółkach kontrolowanych przez państwo jest dla polityków wygodne. Ale tak jak z kiepskiej jakości zboża nie wypiecze się dobrego chleba, tak samo nie ma co oczekiwać dużych korzyści z działalności miernot, gotowych wszystko zrobić dla kariery.

Żeby pokazać, jak wysoką cenę płaci się w ostatecznym rachunku za promowanie miernot, posłużę się ciekawym przypadkiem przedwojennego generała Stefa na Dąba-Biernackiego.

Stefan Dąb-Biernacki był oficerem legendarnej I Brygady Legionów, który odznaczył się na wojnie, a w niepodległej Polsce wybrał karierę zawodowego żołnierza. Na pewno nie brakowało mu ani osobistej odwagi, ani nawet talentów do dowodzenia na szczeblu batalionu, więc jakimś cudem doszedł do stopnia generała. Jak się jednak wydaje, jego głównym talentem była umiejętność dostosowywania się do oczekiwań politycznych protektorów.

Prawdziwa kariera generała rozpoczęła się więc dopiero wtedy, kiedy po przewrocie majowym władzę objęła sanacja. Szybko awansował na stanowisko inspektora armii w Wilnie, gdzie zasłynął intensywnym zwalczaniem przeciwników politycznych rządu. Na jego rozkaz skatowano dziennikarzy „Dziennika Wileńskiego”, którzy ośmielili się napisać ironiczne słowa na temat Józefa Piłsudskiego, a posłuszna władzom prokuratura odmówiła wszczęcia postępowania w tej sprawie (do więzienia wsadzono pobitych dziennikarzy).

Tak wielka gorliwość gwarantowała dalszą karierę i pełne zaufanie zwierzchników, mimo że koledzy-wojskowi zgodnie zarzucali mu tupet, zarozumialstwo i „tępotę ogólną wynikającą z braku wykształcenia wojskowego”. Usuwał z pozycji wartościowych oficerów, zażarcie zwalczał tezy na temat wartości bojowej lotnictwa i broni pancernej we współczesnej wojnie, a na dodatek był podejrzewany o finansowe przekręty. Ale za to był wierny.

Kiedy więc Polsce zagroziła we wrześniu 1939 roku niemiecka inwazja, pod dowództwo Dąba-Biernackiego oddano armię odwodową „Prusy”. Była to najliczniejsza ze wszystkich polskich armii, dysponująca jedną piątą całej siły Wojska Polskiego i większością naszych nielicznych czołgów (choć sam generał je lekceważył). Armia „Prusy” miała odegrać decydującą rolę w kampanii: jej zadaniem było przeprowadzenie potężnego kontrnatarcia na główne siły Wehrmachtu, dzięki któremu rozciągnięte wzdłuż granic pozostałe wojska mogłyby wycofać się na główną linię obrony.

Generał szybko jednak dowiódł, że znacznie lepiej radzi sobie z biciem nielubianych przez władze dziennikarzy niż niemieckich dywizji pancernych. Powierzoną armią dowodził tak nieudolnie, że rozpadła się po kilku dniach właściwie bez walki. Sam generał nie czekał na ostateczną klęskę, ale porzucił swoje oddziały i (podobno) w cywilnym ubraniu wycofał się za Wisłę. A winą obciążył swoich „zdemoralizowanych żołnierzy, którzy nie chcieli się bić”.

I tak właśnie jest z miernotami, które awansują dlatego, że są wierne i bez zmrużenia oka gotowe wykonać każde polecenie swoich protektorów. Bo prędzej czy później osiągają taką pozycję, na której muszą stawić czoła prawdziwym problemom. I ponoszą straszliwą klęskę, za którą płacą wszyscy… A jednak kusi, żeby ich stale promować. Bo przecież są wierni.

W ostatnich latach mieliśmy do czynienia z wielu przypadkami błyskotliwych karier osób, których jedyną zaletą była absolutna wierność i pełna gotowość do odwdzięczania się politycznym protektorom. Oczywiście, że obsadzanie takimi kandydatami urzędów i stanowisk w spółkach kontrolowanych przez państwo jest dla polityków wygodne. Ale tak jak z kiepskiej jakości zboża nie wypiecze się dobrego chleba, tak samo nie ma co oczekiwać dużych korzyści z działalności miernot, gotowych wszystko zrobić dla kariery.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację