Paweł Rożyński: Chińczycy nie dają się łatwo wypchnąć z Huty Stalowa Wola

Mało brakowało, aby PiS mógł tuż przed wyborami pochwalić się kolejną repolonizacją. Jednak negocjacje z Chińczykami nie są łatwe, szczególnie gdy ktoś ma za długi język.

Publikacja: 15.09.2023 03:00

Paweł Rożyński: Chińczycy nie dają się łatwo wypchnąć z Huty Stalowa Wola

Foto: HSW

Choć repolonizacja sprzedanej w 2012 roku części zakładów Huty Stalowej Woli na pewno nie brzmi tak efektownie jak projekty izery, przekopu przez Mierzeję Wiślaną czy CPK, tudzież odzyskanie Banku Pekao SA, to jest bardzo atrakcyjnym hasłem wyborczym. Politycy PiS mogą tylko ubolewać, że chodzi o wykup polskich klejnotów od Chińczyków, a nie od Niemców.

Szybko docenili znaczenie HSW, kiedy głośno zrobiło się o produkowanych tu armatohaubicach Krab, które udowodniły swoją wartość w Ukrainie. W efekcie do huty zaczęły płynąć duże pieniądze na inwestycje, a przy jej piecach zaczęli się ogrzewać politycy. W czerwcu, gdy zakład dostał wsparcie w wysokości 600 mln zł, byli tu i Jarosław Kaczyński, i Mateusz Morawiecki. Wybuchła nawet afera, kiedy ten ostatni przekonywał, że gdyby przedstawiciele PO pojawili się w Stalowej Woli, to lepiej, aby założyli grube kufajki, bo zostaliby obici przez robotników kijami. Potem tłumaczył, że cytował jedynie robotników. Nieprzypadkowo to właśnie w Stalowej Woli podpisano również porozumienia rząd–NSZZ Solidarność dotyczące wzrostu płac w sferze budżetowej oraz emerytur pomostowych.

Czytaj więcej

Zatrzymana repolonizacja w Hucie Stalowa Wola

W ocenie rządzących Huta Stalowa Wola ma wrócić do czasów świetności, kiedy w 1938 roku wyłoniła się z sosnowych lasów jako sztandarowa inwestycja II Rzeczypospolitej, produkując doskonałe armatohaubice 100 mm i armaty przeciwpancerne Boforsa na licencji szwedzkiej. Ich godnym spadkobiercą mają być teraz kraby, borsuki i raki.

Jest jednak pewien problem. Aby można było zwiększyć produkcję zgodnie z tymi ambitnymi planami, należałoby wykupić leżącą za płotem cywilną część huty, którą w 2012 roku rząd PO–PSL – ratując zakład przed bankructwem – sprzedał chińskiemu koncernowi LiuGong, który produkuje tu koparki i spychacze. To hale produkcyjne i tysiąc wykwalifikowanych pracowników. Plan PiS wydawał się łatwy, bo zakład jest dla Chińczyków po fiasku ambitnych planów rozwojowych kulą u nogi.

Politycy PiS już byli w ogródku, już witali się z gąską. Tak im się przynajmniej wydawało. – To, co zostało odłączone od huty, będzie do niej przyłączone i w związku z tym gwarancje pracy będą mieli wszyscy pracujący w tych dwóch firmach: w HSW i LiuGongu – przekonywali w Stalowej Woli politycy PiS. Niestety, najwyraźniej polscy politycy na ołtarzu wyborów poświęcili dobro negocjacji. Chińczycy to wymagający partner, który w biznesie kieruje się zasadami Sun Tzu, autora najstarszego poradnika sztuki wojennej. A politycy PiS, zamiast twardo negocjować w zaciszu gabinetów, strasznie się rozgadali, sugerując jeszcze, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik. A to nieprawda. Nieoficjalnie wiadomo już, że w efekcie chiński koncern usztywnił swoje stanowisko. Chińczycy wiedzą, że polski rząd jest na musiku. Niech więc PiS uzbroi się w cierpliwość i szykuje naprawdę duże pieniądze.

Choć repolonizacja sprzedanej w 2012 roku części zakładów Huty Stalowej Woli na pewno nie brzmi tak efektownie jak projekty izery, przekopu przez Mierzeję Wiślaną czy CPK, tudzież odzyskanie Banku Pekao SA, to jest bardzo atrakcyjnym hasłem wyborczym. Politycy PiS mogą tylko ubolewać, że chodzi o wykup polskich klejnotów od Chińczyków, a nie od Niemców.

Szybko docenili znaczenie HSW, kiedy głośno zrobiło się o produkowanych tu armatohaubicach Krab, które udowodniły swoją wartość w Ukrainie. W efekcie do huty zaczęły płynąć duże pieniądze na inwestycje, a przy jej piecach zaczęli się ogrzewać politycy. W czerwcu, gdy zakład dostał wsparcie w wysokości 600 mln zł, byli tu i Jarosław Kaczyński, i Mateusz Morawiecki. Wybuchła nawet afera, kiedy ten ostatni przekonywał, że gdyby przedstawiciele PO pojawili się w Stalowej Woli, to lepiej, aby założyli grube kufajki, bo zostaliby obici przez robotników kijami. Potem tłumaczył, że cytował jedynie robotników. Nieprzypadkowo to właśnie w Stalowej Woli podpisano również porozumienia rząd–NSZZ Solidarność dotyczące wzrostu płac w sferze budżetowej oraz emerytur pomostowych.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację