Jan Czekaj: Genów nie oszukasz

Słuchając wypowiedzi prezesa Kaczyńskiego, premiera Morawieckiego czy innych polityków PiS, trudno oprzeć się wrażeniu, że kłamstwo jest jednym z głównych elementów strategii informacyjno-propagandowej rządzącej partii.

Publikacja: 13.09.2023 03:00

Premier Mateusz Morawiecki (P) i wicepremier, prezes PiS Jarosław Kaczyński (L) na posiedzeniu Rady

Premier Mateusz Morawiecki (P) i wicepremier, prezes PiS Jarosław Kaczyński (L) na posiedzeniu Rady Ministrów

Foto: PAP/Albert Zawada

W ostatnią sobotę odbyły się konferencje programowe większości partii politycznych, które wezmą udział w zbliżających się wyborach. Poszczególne partie przyjmują różne strategie i taktyki przedwyborczych kampanii. Prawo i Sprawiedliwość stosuje taktykę, której początki sięgają wyborów z 2015 roku, kiedy to strasząc Polaków „Polską w ruinie”, zdołało ich przekonać, że tylko rządy PiS są w stanie wydostać kraj z tej beznadziejnej sytuacji.

Dziś strategia rządzących zmieniła się. Przypominając nadal o tragicznej sytuacji gospodarczej Polski za rządów PO/PSL, starają się przekonać obywateli, że ostatnie osiem lat było okresem niezwykłych wręcz osiągnięć. Problem polega na tym, że chwaląc efekty swoich rządów i dyskredytując rządy PO/PSL, politycy Zjednoczonej Prawicy najzwyczajniej w świecie kłamią. Ani ich osiągnięcia nie są tak oszałamiające, jak twierdzą, ani też rządy PO/PSL nie doprowadziły kraju do ruiny.

Kiedy Polska rosła szybciej

Według rządzących ostatnie osiem lat było niezwykłym, niespotykanym wcześniej okresem w historii gospodarczej naszego kraju. Według tej narracji tempo wzrostu gospodarczego było niezwykle wysokie, dzięki czemu Polska zniwelowała różnicę w poziomie PKB na mieszkańca w porównaniu ze średnią unijną.

Tymczasem dostępne dane wskazują, że lata rządów PiS nie były wcale okresem najszybszego wzrostu gospodarczego Polski w trakcie i po transformacji. Uwzględniając prawdopodobne tempo wzrostu PKB w 2023 roku, przeciętne roczne tempo wzrostu w okresie ostatnich ośmiu lat wyniesie 3,7 proc. Jest to wskaźnik niższy niż osiągnięty w latach 1993–2015, kiedy przeciętne tempo wzrostu wyniosło 4,2 proc. Tak więc tempo wzrostu z ostatnich ośmiu lat nie wyróżnia się pozytywnie na tle długoterminowego trendu. Wręcz przeciwnie – jest niższe.

Także porównując tempa wzrostu z okresów rządów PO/PSL i Zjednoczonej Prawicy, nie da się zauważyć jakościowej zmiany. Trzeba wprawdzie przyznać, że tempo wzrostu w ostatnich ośmiu latach (3,7 proc. średniorocznie) było wyższe niż w latach poprzednich rządów (3,3 proc. średniorocznie). Kłamie natomiast premier Mateusz Morawiecki, twierdząc, że skumulowane tempo wzrostu PKB w ostatnich ośmiu latach wynosiło 34 proc., podczas gdy w okresie rządów PO/PSL tylko 24 proc. W rzeczywistości skumulowane tempo wzrostu PKB wynosiło odpowiednio: 29,2 proc. i 26 proc. Różnica wynosi zatem 3,2, a nie 10 pkt proc. To jednak nie to samo.

Niezwykle wysoka zdaniem rządzących dynamika PKB w ostatnich latach pozwoliła istotnie przyspieszyć proces zbliżania się naszego kraju do średniego poziomu PKB na mieszkańca w krajach UE.

Nie można zaprzeczyć, że w czasach rządów Zjednoczonej Prawicy nastąpiło zmniejszenie tej różnicy. Jednakże w okresie poprzednich rządów różnica ta zmniejszała się znacznie szybciej. W latach 2015–2023 (uwzględniając, że w roku 2023 wskaźnik ten nie zmieni się) PKB na mieszkańca Polski zwiększył się z 69 proc. do 80 proc. średniej unijnej, czyli o 11 pkt proc. W trakcie wcześniejszych ośmiu lat wskaźnik ten zwiększył się 53 proc. do 69 proc., a więc o 16 pkt proc., czyli niemal o połowę więcej niż w trakcie rządów prawicowej koalicji.

Pogoń za Francją

Premier Morawiecki popuścił wodze fantazji i stwierdził, że w trakcie najbliższych sześciu–siedmiu lat dogonimy pod względem poziomu wynagrodzeń Francję. Poziom wynagrodzeń jest uzależniony od wielkości PKB na mieszkańca. Dziś PKB na mieszkańca Francji jest o 22 pkt proc. wyższy niż nasz. Aby zatem dogonić Francję w takim czasie, musielibyśmy co roku zmniejszać różnicę o 3,1 do 3,7 pkt proc. albo też kraj ten musiałby się rozwijać wolniej niż średnio UE. Faktem jest, że Francja rozwijała się w ostatnich latach wolniej niż średnio UE, ale to nie musi trwać wiecznie.

Finansowanie z długu, a nie uszczelnienia

Stan finansów publicznych jest kolejnym obszarem, który jest opisywany przez polityków PiS za pomocą danych niemających potwierdzenia w rzeczywistości. Zarówno premier, jak i prezes rządzącej partii po prostu kłamią, twierdząc, że wiele programów było realizowanych dzięki uszczelnieniu systemu podatkowego, bez uszczerbku dla finansów publicznych. Gdyby tak było, dług publiczny nie zwiększałby się albo rósłby znacznie wolniej.

Tymczasem w latach 2015–2023 dług publiczny zwiększył się z 923,4 mld zł do 1698,2 mld zł, czyli o 774,8 mld zł. W okresie rządów PO/PSL dług publiczny wzrósł z 528,4 mld zł do 923,4 mld zł, czyli o 395 mld zł. Jeżeli nawet uwzględnimy środki przejęte przez rząd Donalda Tuska z OFE (około 150 mld zł, a nie 250 mld zł, jak kłamliwie stwierdził M. Morawiecki), to i tak rząd Zjednoczonej Prawicy zadłużył Polskę na około 230 mld zł więcej niż rząd PO/PSL.

Jeżeli rząd PiS ma takie osiągnięcia w uszczelnianiu systemu podatkowego, to należy postawić pytanie: na co zostało przeznaczone 774,8 mld zł nowego długu zaciągniętego do 2023 r. (dane za rok 2023 prognozowane w projekcie budżetu na 2024) i na co zostanie przeznaczone 338 mld zł dodatkowego długu, który rząd chce zaciągnąć w przyszłym roku? Jeżeli PiS będzie rządził w kolejnej kadencji i zrealizuje założenia budżetu na 2024 r., to na koniec tego roku dodatkowy dług zaciągnięty przez Zjednoczoną Prawicę od 2016 r. wyniesie 1113 mld zł, to o ponad 120 proc. więcej niż dług zaciągnięty od roku 1990 do 2015, czyli w trakcie 25 lat poprzedzających rządy Zjednoczonej Prawicy.

Kłamią prezes Kaczyński i premier Morawiecki, powtarzając do znudzenia banialuki, że mityczne uszczelnienie VAT pozwoliło sfinansować program 500+. 500+ zostało sfinansowane długiem zaciągniętym przez PiS w ostatnich ośmiu latach. PiS zawarło ze społeczeństwem umowę społeczną, mówiąc, a właściwie ukrywając, że zaciągnie potężny dług, 774,8 mld zł, z którego wypłaci 500+, 13. i 14. emerytury oraz wiele innych prezentów, a następnie powie – spłacajcie ten dług sami (z odsetkami). To prawdziwi geniusze polityki i ekonomii.

Kłamie premier Morawiecki, twierdząc, że w okresie rządów PiS zrealizowaliśmy wiele projektów, które przyspieszyły dynamikę procesów inwestycyjnych, przyczyniając się do niespotykanego zwiększenia i unowocześnienia aparatu wytwórczego polskiej gospodarki. W latach 2015–2023 udział nakładów inwestycyjnych w PKB zmniejszył się z 20,4 proc. PKB do 16,4 proc. (prognoza SGH).

Warto przypomnieć, że w zapomnianej przez Boga i ludzi „Strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju” prognozowano wzrost tego udziału do 23–25 proc., co miało być kluczowym czynnikiem dynamizującym rozwój polskiej gospodarki. Tymczasem ostatnie kilka lat jest okresem boomu inwestycyjnego w gospodarce światowej. W krajach UE średni udział nakładów inwestycyjnych w PKB zwiększył się z 20,2 proc. w 2015 r. do 22,4 proc. w 2022.

W trakcie rządów prawicy trzy lata były latami o spadających nakładach inwestycyjnych w ujęciu realnym, a średnia roczna stopa wzrostu tych nakładów w latach 2015–2022 wyniosła 1,8 proc. W latach rządów PO/PSL nakłady inwestycyjne rosły średniorocznie o 4,2 proc., a więc ponad 2,3 razy szybciej. Jak w tym kontekście można twierdzić, że Polska jest krajem o wysokiej dynamice nakładów inwestycyjnych, a lata 2015–2023 należały pod tym względem do najlepszych po roku 1990? Tego premier Morawiecki nie wyjaśnia, a fakty pokazują, że model rozwoju polskiej gospodarki oparty jest na konsumpcji, a nie na inwestycjach.

Kto unowocześni nasz przemysł

Udział inwestycji w PKB stanowi swego rodzaju uproszczoną prognozę tego, co będzie się działo w polskiej gospodarce w najbliższych latach. Jeżeli nie nastąpi zdecydowane przyspieszenie procesów inwestycyjnych, to kolejne lata nie tylko nie będą pasmem gospodarczych sukcesów naszego kraju, ale wręcz przeciwnie – grozi nam poważny regres.

Sytuacja demograficzna Polski wskazuje, że w najbliższych latach zasób dostępnej siły roboczej znacznie się skurczy. W tej sytuacji warunkiem wzrostu PKB jest szybkie zwiększeniu wydajności pracy, której wzrost uwarunkowany jest modernizacją, w skali makro i mikroekonomicznej, istniejącego aparatu wytwórczego. Aby jednak przeprowadzić modernizację i restrukturyzację tego aparatu, niezbędne są wysokie nakłady inwestycyjne.

Tendencje występujące w procesach inwestycyjnych w ostatnich latach nie wskazują, aby w najbliższych latach te nakłady rosły w dostatecznym tempie.

Trzeba także podkreślić, że nie chodzi o każdy wzrost nakładów inwestycyjnych, ale takich nakładów, które będą prowadzić do wzrostu wydajności pracy. Oznacza to konieczność inwestowania w nowoczesne, wysoko wydajne maszyny i urządzenia produkcyjne oraz nowoczesne technologie. Oczywiście zarówno technologie, jak i maszyny możemy sprowadzić z wyżej rozwiniętych krajów, ale, jak wiadomo, Zjednoczona Prawica za najważniejszą kwestię uważa zachowanie (odzyskanie?) zagrożonej z każdej strony suwerenności i niepodległości, o które tak dzielnie, zwłaszcza z Niemcami i UE, walczą politycy PiS. Konieczność sprowadzania nowoczesnych maszyn, urządzeń i technologii z zagranicy oznaczałaby wzrost udziału kapitału zagranicznego w polskiej gospodarce, a zatem wzrost stopnia jej uzależnienia od zagranicy. Już we wspomnianej strategii zakładano zmianę modelu rozwoju polskiej gospodarki, która miała się rozwijać w oparciu o własne projekty i własne źródła finansowania.

Małe szanse na czempiona

Jakie są zatem perspektywy unowocześnienia suwerennej gospodarki. Zarówno prezes Kaczyński, jak i premier Morawiecki twierdzą, że możemy tego dokonać własnymi siłami, że Polska będzie rozwijać nowoczesną gospodarkę w oparciu o polskie mózgi, czyli wytworzone w kraju innowacje. Istnienie odpowiedniego potencjału innowacyjnego uwarunkowane jest jednak wysokością nakładów ponoszonych na ten cel. W roku 2022 budżetowe nakłady na badania i rozwój wynosiły 69,4 euro na mieszkańca. W tym samym roku średnia tych nakładów w krajach UE wyniosła 262,7 euro, a w strefie euro 304,6 euro.

Pod względem wielkości tych nakładów Polska zajmuje piąte miejsce od końca. Mniej na badania i rozwój od Polski przeznaczają tylko Rumunia, Bułgaria, Łotwa i Węgry. Jeżeli chcielibyśmy należeć do unijnej czołówki, to musielibyśmy przeznaczać na ten cel nakłady wyższe niż średnia unijna, a więc co najmniej cztery razy wyższe niż obecnie. Dlaczego mamy wierzyć premierowi, że to, czego nie udało się osiągnąć w ostatnich ośmiu latach, uda się osiągnąć w trakcie następnej (następnych?) kadencjach.

Dziś już nikt nie pamięta, że jednym z najważniejszych priorytetów wspomnianej wcześniej „Strategii na rzecz odpowiedzialnego rozwoju”, która wyznaczała kierunki rozwoju Polski do 2030 r., było istotne zwiększenie udziału nakładów na badania i rozwój ze środków publicznych. W roku 2015 udział ten wynosił 0,98 proc. i spadł w roku 2022 do 0,91 proc. Czy dane te pozwalają oczekiwać, że Polska stanie się czempionem nowoczesnych wysokowydajnych technologii? Wątpię. Uwzględniając obecne poziomy nakładów na badania i rozwój raczej grozi nam pogłębienie technologicznego zapóźnienia.

Słuchając wypowiedzi prezesa Kaczyńskiego, premiera Morawieckiego czy innych polityków PiS, trudno oprzeć się wrażeniu, że kłamstwo jest jednym z najważniejszych elementów strategii informacyjno-propagandowej rządzącej partii. Cóż, używając sformułowania premiera Morawieckiego, można stwierdzić, że genów oszukać się nie da.

Prof. dr hab. Jan Czekaj był członkiem Rady Polityki Pieniężnej w latach 2003–2010, pracuje w Instytucie Finansów Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie

W ostatnią sobotę odbyły się konferencje programowe większości partii politycznych, które wezmą udział w zbliżających się wyborach. Poszczególne partie przyjmują różne strategie i taktyki przedwyborczych kampanii. Prawo i Sprawiedliwość stosuje taktykę, której początki sięgają wyborów z 2015 roku, kiedy to strasząc Polaków „Polską w ruinie”, zdołało ich przekonać, że tylko rządy PiS są w stanie wydostać kraj z tej beznadziejnej sytuacji.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Dlaczego warto mieć AI w telewizorze
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację