Krzysztof Adam Kowalczyk: Demonopolizacja pilnie potrzebna

Po trzech dekadach od początku demonopolizacji w Polsce w wielu branżach znaleźliśmy się w punkcie wyjścia. I jeśli kolejne rządy zdecydują się wreszcie na rozbijanie państwowych monopoli, będą miały na wiele lat ręce pełne roboty.

Publikacja: 30.08.2023 13:24

Krzysztof Adam Kowalczyk: Demonopolizacja pilnie potrzebna

Foto: Na korzyść Polski przemawia to, że ani nasza gospodarka, ani eksport nie są mocno skoncentrowane na kilku branżach. Źródło: Adobe Stock

Wielki temu jako poczatkujący reporter gospodarczy trafiłem wraz z innymi dziennikarzami na pierwszą konferencję prasową Anny Fornalczyk, szefowej nowo powołanego Urzędu Antymonopolowej. Słuchaliśmy opowieści o tym, czym ma się zajmować nowy urząd, trochę jak bajki o żelaznym wilku. No bo przecież uwolnienie rynku miało samo z siebie zapewnić konkurencję. Potem oczywiście zrozumieliśmy, że rzeczywistość jest bardziej skomplikowana i samo uwolnienie rynku nie wystarcza, konieczna jest konsekwentna prokonkurencyjna polityka rządu.

Przypomniało mi się to w czasie poświęconej konkurencji debaty Towarzystwa Ekonomistów Polskich z przedwyborczego cyklu „Gospodarka ma głos. 2023”. Gdy słuchałem dyskutujących dr Małgorzaty Starczewskiej-Krzysztoszek z WNE UW, prof. Adama Nogi, szefa katedry ekonomii w Akademii Leona Koźmińskiego, i dra Bartosza Turno, radcy prawnego z kancelarii WKP, miałem wrażenie, że od owej konferencji prasowej z 1990 r. w pewnym sensie zatoczyliśmy koło.

Czytaj więcej

Co zrobić, aby w polskiej gospodarce było więcej konkurencji?

Urząd wdrażający polską politykę antymonopolową zdążył zmienić nazwę, przeżyć swój wzlot, siejąc strach wśród knujących zmowy cenowe, by potem stracić pazury, gdy w ostatniej dekadzie politycy przestawili wajchę z pozycji „po pierwsze konkurencja” na „budujemy narodowe (czytaj - państwowe) czebole”.

Sęk w tym, że zagwarantowanie jakiejkolwiek państwowej firmie cieplarnianych warunków, bez rywali podgryzających jej pozycję, nie daje wielu szans na zbudowanie wartościowego organizmu gospodarczego. Wręcz przeciwnie. A już pozostawienie całych sektorów w rękach państwa – czytaj aktualnie sprawujących władzę polityków – gwarantuje liczne komplikacje, jak choćby kompromitujący dla władzy ubiegłoroczny brak węgla w kraju, w którym „węgla starczy na 200 lat”.

Państwo jest właścicielem niemal całego sektora energetycznego. Należące doń firmy stanowią kartel obciążający poprzez politykę cenową cały sektor prywatny kosztami swojej nieefektywności. Państwo dominuje też w sektorze bankowym. Budzi to obawy o ryzykowne w długim terminie kredytowanie różnych dziedzin na rozkaz polityków, jak dzieje się choćby z tzw. bezpiecznym kredytem 2 proc., który wzbudził – delikatnie mówiąc – obawy prywatnej części sektora.

Na rynku paliwowym po rozbiorze Lotosu, którzy przynajmniej na poziomie operacyjnym próbował konkurować z także państwowym Orlenem, mamy dzisiaj dyktat jednej firmy. Istnienia monopolu dowiodło przedstawiane w propagandzie jako sukces utrzymywanie tak wysokich cen w 2022 r., że powrót VAT z 8 do 23 proc. z początkiem br. nie spowodował skoku stawek. Mimo wzrostu marż w końcu ub.r. nikt nie rzucił cenowego wyzwania potentatowi. Gdyby UOKiK nie stracił w swoim czasie pazurów, zapewne zainteresowałby się przyczynami takiego zachowania całej branży.

Tymczasem narodowy czebol połyka w tempie przyspieszonym kolejne firmy: po Enerdze i Lotosie przyszła kolej na PGNiG, spółkę będącą totalną porażką państwa w demonopolizacji rynku gazowego. Takie polityczne motywowane fuzje służą koncentracji przepływów finansowych, ale zaciemniają obraz poszczególnych biznesów.

Państwo właśnie finalizuje kolejną megafuzję – łączy w jednej spółce zwanej Narodową Agencję Bezpieczeństwa Energetycznego odkupione za grube miliardy od państwowych koncernów skazane na wymarcie elektrownie węglowe. Dało już temu „węglowemu hospicjum” gwarancje na 70 mld zł. Pojawia się pytanie, czy ta swego rodzaju prowizorka nie okaże się monopolem ciążącym kamieniem młyńskim u szyi całej gospodarce? W Polsce prowizorki bywają zaskakująco trwałe.

Po trzech dekadach od początku demonopolizacji w Polsce mam wrażenie, że w wielu branżach zatoczyliśmy koło i znaleźliśmy się w punkcie wyjścia. I jeśli kolejne rządy zdecyduje się wreszcie na rozbijanie państwowych monopoli, będą miały na lata ręce pełne roboty.

TEP

Wielki temu jako poczatkujący reporter gospodarczy trafiłem wraz z innymi dziennikarzami na pierwszą konferencję prasową Anny Fornalczyk, szefowej nowo powołanego Urzędu Antymonopolowej. Słuchaliśmy opowieści o tym, czym ma się zajmować nowy urząd, trochę jak bajki o żelaznym wilku. No bo przecież uwolnienie rynku miało samo z siebie zapewnić konkurencję. Potem oczywiście zrozumieliśmy, że rzeczywistość jest bardziej skomplikowana i samo uwolnienie rynku nie wystarcza, konieczna jest konsekwentna prokonkurencyjna polityka rządu.

Pozostało 89% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację