Gdy podczas rozmowy w „Faktach po Faktach” w TVN zapytano mnie, na kogo będę głosował, spontanicznie odpowiedziałem, że na mniejsze zło. Chciałbym mieć inny wybór, ale na razie go nie widać. Próba stworzenia wielkiej koalicji, która w sposób demokratyczny miałaby odsunąć od władzy rządzącą od ośmiu lat populistyczną formację, która sama siebie nazywa prawicową, wymaga po stronie programowej czegoś więcej niż de facto jedyne jej spoiwo, jakim jest niepowstrzymana żądza pokonania Prawa i Sprawiedliwości.
Pouczające są zakończone niepowodzeniem próby przejęcia władzy na Węgrzech przez opozycję, którą jednoczył głównie sentyment anty-Fidesz, czy też w Turcji, gdzie takim spoiwem była chęć pozbycia się prezydenta Erdogana. To nie mogło wystarczyć, bo to dużo za mało.
Trzeba mieć lepszy program, pragmatyczną wizję, a nie tworzyć iluzję, że sama zmiana władzy gwarantuje zmianę na lepsze. Może, ale nie musi. Trzeba mieć przekonujące konkrety, a nie tylko ogólniki, pod którymi prawie wszyscy chętnie się podpisują. Na placu Zamkowym 4 czerwca, w rocznicę historycznych wyborów z 1989 r., Donald Tusk, przywódca opozycyjnej partii Platforma Obywatelska (w Polsce żadna partia nie może nazywać się partią…) obiecywał: „będziemy głośno krzyczeć”. Krzyk nie na wiele tu się zda, choć zaiste nie można siedzieć cicho, gdy źle się dzieje w państwie polskim.
Dobra polityka w dobrym państwie
Polityka to niezwykle trudna sztuka zawierania kompromisów. Rzecz wszakże w tym, aby nie były to złe kompromisy, w których wszyscy są mniej więcej w równym stopniu niezadowoleni, tylko kompromisy twórcze, kiedy ich uczestnicy są na równi, acz nie w pełni zadowoleni. Polityka to też umiejętność wykorzystywania nadarzających się okazji, których dla polskiej sprawy nie brakuje w skądinąd komplikującym się układzie geopolitycznym oraz w sferze postępu technologicznego w warunkach międzynarodowego podziału pracy. Polityka to wreszcie oparte na wiedzy ugodowe decydowanie o rozstrzyganiu konfliktogennych sytuacji dotyczących mas ludzkich. Chodzi o to, aby było jak najwięcej wiedzy, jak najmniej dyletanctwa; jak najwięcej zdrowego rozsądku, jak najmniej niezdrowych emocji.
Mając co nieco wiedzy dotyczącej szeroko rozumianej problematyki ekonomicznej oraz posiadając co nieco doświadczenia z praktycznej polityki gospodarczej, uważam, że zwrot w polityce wymaga obecnie zdecydowanego wydłużenia perspektywy czasowej, dla której formułuje się cele rozwoju i sposoby ich osiągania. Ponownego klarownego zdefiniowania wymaga polska racja stanu i wyznaczenie ścieżek, którymi powinniśmy kroczyć naprzód. Dlatego też do nakreślenia kilkuletniego programu politycznego i sprecyzowania najważniejszych doraźnych zadań ekonomicznych należy wyjść od długofalowej, kilkunastoletniej wizji poprawy stanu wewnętrznie z sobą sprzężonych państwa, społeczeństwa i gospodarki.