Tomasz Mironczuk: Obrona Wskaźnika Kosztu Finansowania

Każdy konsument może, sprawdzając własne lokaty terminowe w banku, zweryfikować, czy WKF dobrze odzwierciedla realia gospodarcze.

Publikacja: 24.05.2023 03:00

Tomasz Mironczuk: Obrona Wskaźnika Kosztu Finansowania

Foto: Adobe Stock

Od roku narasta dyskusja dotycząca wdrożenia nowych wskaźników referencyjnych w związku z planem zaprzestania opracowywania WIBOR i WIBID, zapowiedzianym przez premiera Mateusza Morawieckiego. Jest to temat niezwykle ważny, w Polsce dotyczy większości instrumentów i umów finansowych. Ich wartość szacowana jest na 10 bln zł. Znaczenie tego tematu podnosi fakt, że 5–7 mln Polaków ma kredyty, które odnoszą się do WIBOR. Ostatnio w „Rzeczpospolitej” ukazał się artykuł M. Bartczaka i M. Trzos-Rastawieckiego z kancelarii prawnej ITMA („Solidny fundament WIBOR”, 2 maja 2023 r.). W tekście autorzy przywołali wskaźnik WKF, czyli Wskaźnik Kosztu Finansowania. Postanowiłem więc zabrać głos.

Mity o likwidacji

Wskaźnikami referencyjnymi zajmuję się ponad 20 lat, od ponad siedmiu lat pracuję w jednostce nadzorczej EMMI – głównego europejskiego administratora wskaźników stopy procentowej EURIBOR oraz EFTERM. Od sześciu lat kieruję IRF, który jest administratorem wskaźnika WKF.

Przede wszystkim należy odnieść się do dwóch mitów, które są bezrefleksyjnie powtarzane. Pierwszy dotyczy likwidacji wskaźników typu -IBOR, takich jak np. LIBOR czy WIBOR.

Likwidacja LIBOR była koniecznością ze względu na brak możliwości zapewnienia reprezentatywności tego wskaźnika. LIBOR był podatny na manipulacje. Jednakże nie ma konieczności likwidacji innych wskaźników typu -IBOR, jeżeli administrator wywiązuje się z obowiązków nałożonych przez rozporządzenie BMR.

Drugi mit to konieczność wdrażania wskaźników typu RFR (ang. risk free rate). Wskaźniki RFR wdrożono tam, gdzie jest duże zapotrzebowanie na indeks w instrumentach pochodnych i w obrocie profesjonalnym. Wdrożenie RFR nastąpiło, gdy nie było pomysłów na szybkie stworzenie nowych wskaźników. Jednakże wdrożenie RFR oparte na stopach jednodniowych – ON (ON: ang. overnight) i procencie składanym (a taki jest np. SARON) jest obciążone licznymi wadami, o których finansiści wiedzą.

Likwidacja LIBOR i zamiana na wskaźniki RFR dla takich walut, jak frank, dolar czy jen, jest faktem. Ale nie jest jedynym rozwiązaniem zgodnym z BMR i polityką nadzorów finansowych. Wskaźniki PRIBOR, STIBOR, EURIBOR są nadal opracowywane i nikt obecnie nie zamierza ich likwidować.

Przykład zastąpienia wskaźnika LIBOR CHF przez SARON jest wyjątkiem, a nie regułą. W Polsce portfel kredytów hipotecznych w CHF, które wymagały „naprawy” poprzez regulacyjne wskazanie zastępstwa LIBOR na SARON, był największym portfelem na świecie (!). Regulator europejski wykonał gest względem polskiego rynku (co jest odzwierciedlone w preambule rozporządzenia), aby z braku wypracowanych klauzul awaryjnych zapisanych w umowach dokonać zamiany wskaźnika LIBOR na jedyny, jaki był dostępny w momencie likwidacji LIBOR. Inne podobne operacje wymuszonej zamiany wskaźników nie są w Europie znane.

Rozprawiając się z mitami i dowodząc, że nie ma konieczności likwidacji wskaźników typu -IBOR, warto pamiętać, że największy w Europie wskaźnik EURIBOR, nie został zlikwidowany. Jego ciągłość i reputacja zostały ochronione. Nie ma też konieczności wdrażania wskaźników RFR opartych na depozytach ON, bowiem obok EURIBOR dla EUR dostępny jest nowy wskaźnik EFTERM, który można zakwalifikować do RFR, a nie jest oparty na stopach ON. W związku z tym nie ma ułomności innych stóp RFR. Te wskaźniki zachowują zasady stosowania jak dotychczas – czyli są określane „z góry” dla danego okresu. Nie ma potrzeby stosowania skomplikowanych metod takich jak „shift” lub „last reset”. Terminy te przytaczam celowo, bowiem profesjonaliści ich używają, ale jak sami wskazują, stosowanie ich w obrocie konsumenckim może być bardzo kłopotliwe.

Rekomendacje sprzed lat

Podkreślić należy, że wskaźniki typu RFR wprowadzone na świecie nie są z założenia wskaźnikami stosowanymi w transakcjach konsumenckich. Głównie są stosowane w obrocie profesjonalnym. Wynika to z faktu, że obliczenie oprocentowania w danym okresie dokonywane zupełnie inaczej niż w dotychczas używanych wskaźnikach -IBOR. RFR bazują na kapitalizowanych stopach jednodniowych, są trudne do wyjaśnienia konsumentom i działają z opóźnieniem względem tego, co się dzieje na rynku i względem polityki banku centralnego.

Konieczne jest również przypomnienie, że regulatorzy już w latach 2014–2016 (Financial Stability Board, EBA, IOSCO) postulowali, że rynki finansowe powinny wytworzyć wiele wskaźników referencyjnych stopy procentowej. Przede wszystkim, aby ponownie nie być zakładnikiem jednego wskaźnika, tak jak to zdarzyło się z LIBOR. Po drugie, aby uczestnicy rynku mogli dobrać odpowiedni wskaźnik do rodzaju transakcji. Możemy być zaskoczeni, jak trafne są rekomendacje sprzed siedmiu lat względem sytuacji, jaką obserwujemy dziś na polskim rynku finansowym.

W artykule mecenasów Bartczaka i Trzos-Rastawieckiego zwraca uwagę sposób uzasadnienia bezpodstawności zarzutów publicznie stawianych wskaźnikowi WIBOR i rzekome ułomności przypisane wskaźnikowi WKF. Biorąc pod uwagę fakt, że autorzy byli osobiście zaangażowani w przygotowanie dokumentacji WIBOR po stronie administratora, jak również wdrażali w wielu bankach dokumentację związaną z tym wskaźnikiem, zrozumiałe jest podnoszenie przez nich tez przedstawionych w ich artykule.

Podstawą istnienia jakiegokolwiek wskaźnika w Unii Europejskiej musi być zgodność z rozporządzeniem BMR. To oznacza przede wszystkim, że wskaźnik musi opisywać realia gospodarcze. Okresowo należy dokonać weryfikacji jego reprezentatywności. Dodatkowo wskaźnik stosowany w relacjach z konsumentami musi spełniać wymogi prawa konsumenckiego: zrozumiałość, dostępność i weryfikowalność.

Jak bada się reprezentatywność

Wskazanie na korelację ze stopą NBP, które ma być „główną zaletą WIBOR-u i zasadniczą przewagą nad np. wskaźnikiem WKF”, nie wynika z oświadczenia administratora i jest co najmniej nieuzasadnione. Przecież wskaźnik WKF też jest skorelowany ze stopą NBP, ale to nie jest wymóg BMR. Z samej natomiast korelacji reprezentatywność z pewnością nie wynika.

Reprezentatywność bada się na podstawie definicji procesu gospodarczego opisywanego przez wskaźnik. Konieczne jest do tego niewątpliwie posiadanie danych o tym procesie. W przypadku WKF to proste i oczywiste nawet dla zwykłego konsumenta. Procesem gospodarczym są depozyty terminowe, a do weryfikacji używane są tylko dane transakcyjne zestawiane z wartościami wskaźnika. Dane są dostępne. Ważne, aby testy reprezentatywności przeprowadzać, jak wskazywał KNF, w okresie do dwóch lat od uzyskania zgody. W WKF takie raporty są publicznie dostępne od grudnia 2022 r.

Reprezentatywność WKF to nie atut wskaźnika, ale wypełnienie wymogów BMR. Osobom, które mówią o reprezentatywności wskaźników, warto przypomnieć, że np. w badaniach preferencji wyborczych, reprezentatywność jest zachowana, pomimo że próba badania opiera się na 1000 respondentów, a populacja, której dotyczy badanie, liczy ponad 20 mln obywateli.

Zrozumiałość wskaźników i weryfikowalność to cechy wymagane przede wszystkim prawem konsumenckim. Wskaźnik WKF w tym zakresie jest prosty, tak samo jak transakcje, na których jest oparty. Każdy konsument może przez sprawdzenie własnych lokat terminowych w banku zweryfikować, czy WKF dobrze określa realia gospodarcze. Nawet na poziomie banku spółdzielczego.

Niezrozumiałe są insynuacje autorów względem wskaźnika WKF, który powstał dzięki inicjatywie banków spółdzielczych i postrzeganie ich jako „gorszy sort”. Dotychczas nikt nie zwracał uwagi na fakt, że banki spółdzielcze nie mają wielkiego pożytku ze wskaźników RFR i z mocy prawa nie mogą stosować instrumentów pochodnych. W ich przypadku, wskaźniki -IBOR jak również RFR są postrzegane zupełnie inaczej niż w przypadku dużych banków komercyjnych.

Podsumowując, instytucje finansowe są zgodne, że funkcjonowanie i reforma wskaźników referencyjnych w Polsce będą w najbliższych dwóch latach jednym z najważniejszych tematów dla sektora finansowego. Podobną opinię wyraża Komitet Stabilności Finansowej, który reprezentatywność wskaźników referencyjnych opisuje terminem „ryzyka systemowego”. Dobrze, że o tym się dyskutuje. Ale ważne jest, aby przedstawiane argumenty rozwiewały wątpliwości, a nie tworzyły nowe.

Autor jest prezesem Instytutu Rynku Finansowego (administratora wskaźnika WKF), byłym prezesem Banku BPS oraz BGK.

Od roku narasta dyskusja dotycząca wdrożenia nowych wskaźników referencyjnych w związku z planem zaprzestania opracowywania WIBOR i WIBID, zapowiedzianym przez premiera Mateusza Morawieckiego. Jest to temat niezwykle ważny, w Polsce dotyczy większości instrumentów i umów finansowych. Ich wartość szacowana jest na 10 bln zł. Znaczenie tego tematu podnosi fakt, że 5–7 mln Polaków ma kredyty, które odnoszą się do WIBOR. Ostatnio w „Rzeczpospolitej” ukazał się artykuł M. Bartczaka i M. Trzos-Rastawieckiego z kancelarii prawnej ITMA („Solidny fundament WIBOR”, 2 maja 2023 r.). W tekście autorzy przywołali wskaźnik WKF, czyli Wskaźnik Kosztu Finansowania. Postanowiłem więc zabrać głos.

Pozostało 92% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację