Ważne są przedstawione instrumenty aktywizacji. Głównie podatkowe. Rząd przyznaje więc, choć niestety nie wprost, tylko cichaczem, że polski bałagan podatkowy, nazywany przez niektórych „systemem", hamuje rozwój polskiej gospodarki.
Minister przyznaje, i to w dodatku uwypukla, że przepisy polskiej ustawy o podatku od towarów i usług „są bardziej restrykcyjne, niż umożliwia to unijna dyrektywa"! Brawo Wy! Od lat powtarzamy wszystkim zwolennikom „dostosowywania prawa polskiego do wymogów unijnych", że powinna obowiązywać zasada: „Unia + zero" – żadnych innych restrykcji ponad te, których wymaga biurokracja brukselska. Ona wymaga i tak zbyt wiele.
Hitem dnia był jednak kolejny slajd z prezentacji z propozycją zmian w podatku dochodowym. Na slajdzie było napisane: „zryczałtowany podatek od wartości sprzedanej produkcji w wysokości 1 proc."! Brawo Wy! Postulujemy to prawie od 20 lat, w końcu zaczęło docierać.
Można byłoby jednak zapytać, skoro coś jest dobre do „aktywizacji" przemysłu stoczniowego, to dlaczego miałoby być niedobre dla innych gałęzi przemysłu, a może i dla całego handlu też?
Niestety, do tej beczki miodu dodano nie łyżkę dziegciu, tylko dwie jego beczki. Czar prysł po obejrzeniu dwóch kolejnych slajdów. Nowy podatek ma być przedmiotowy, a nie podmiotowy, i dotyczyć tylko budowy nowych jednostek, a nie podatników jako takich. I ma obowiązywać przez trzy lata. Czyli zamiast uproszczenia będzie utrudnienie.