Miękkie podbrzusze Łukaszenki

Kluczem do rozwiązania problemu migrantów na granicy są zdecydowane sankcje gospodarcze wobec Białorusi, a może i Rosji. Ale tocząc wojnę ze wszystkimi, rząd PiS pozbawił się realnego wsparcia.

Publikacja: 11.11.2021 21:00

Miękkie podbrzusze Łukaszenki

Foto: Bloomberg

Rozpętując piekło na granicy z Polską, Aleksander Łukaszenka zagrał desperacko, chcąc zapewne wymusić na Unii normalizację stosunków po ubiegłorocznych protestach i porwaniu samolotu Ryanair, a może i wsparcie finansowe. Łukaszenka jest przebiegły, ale w tej grze blefuje, mając już w ręku same blotki. Jego miękkim podbrzuszem, jak w praktyce każdego dyktatora, jest gospodarka, której stan zdecydowanie się pogorszył, a zniszczeniu uległ najzdrowszy jej segment, czyli IT. Programiści i startupy masowo opuszczali Mińsk, udając się do Polski czy na Litwę. Zostało Łukaszence zarabianie na tranzycie oraz eksporcie towarów powstałych na bazie ropy i gazu z Rosji.

Czytaj więcej

Mała moc samodzielnych polskich obostrzeń wobec Białorusi

I robi to sprawnie na przekór fasadowym sankcjom zachodnim (Łukaszenka i 160 powiązanych z nim osób nie może wjeżdżać do UE i robić tu interesów). Dość powiedzieć, że w ciągu dziewięciu miesięcy tego roku białoruski eksport do UE niemal się podwoił w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku, a kraj osiągnął dodatnie saldo w wysokości 2,2 mld dol., z czego lwia część przypada na Niemy i Polskę. A to już zakrawa na kpinę.

Dziwić może, że rząd PiS pozostaje bierny (tak jakby obecna sytuacja na granicy była mu na rękę) i chce rozwiązać problem głównie wysyłając na granicę kolejne oddziały. Ale to działania doraźne. Tylko blokowanie eksportu Białorusi przez np. czasowe zamknięcie granicy może przynieść skutek, uderzając tyrana po kieszeni i narażając na rosnące niezadowolenie społeczne.

Czytaj więcej

Aleksander Łukaszenka grozi Polsce i Niemcom. "A co jak zakręcimy gaz"

Takie działanie byłoby oczywiście kosztowne, bo trzeba znaleźć pieniądze na rekompensaty dla polskich firm działających za wschodnią granicą, które ucierpiałyby od działań odwetowych. Ale Łukaszenka ucierpiałby zdecydowanie bardziej. W dodatku naruszone zostałyby interesy stron trzecich. Mam tu na myśli głównie Chiny, dla których Białoruś i Polska są bramą na Zachód dla towarów przewożonych koleją. I Rosja i Białoruś muszą się z nimi liczyć. Przypomnijmy sobie, że to Pekin zapobiegł interwencji ZSRR w Polsce w 1956 roku, a obecnie to już gracz nr 2 na świecie, a wkrótce może nr 1.

Jednak aby takie działania gospodarcze okazały się w pełni skuteczne (i ograniczyły ryzyko blokady dostaw gazu i węgla), powinny przyłączyć się do nich również Unia Europejska i USA, naciskając mocno Mińsk i Moskwę. Problem w tym, że ze wszystkimi, na których moglibyśmy liczyć, rząd PiS toczy jakieś wojny, a Polska nie ma na Zachodzie dobrej prasy. Obawiam się, że Bruksela, Berlin czy Waszyngton zrobią tylko jakieś minimum i bez przekonania, a tym dobrze wiedzą, i w Mińsku, i w Moskwie.

Rozpętując piekło na granicy z Polską, Aleksander Łukaszenka zagrał desperacko, chcąc zapewne wymusić na Unii normalizację stosunków po ubiegłorocznych protestach i porwaniu samolotu Ryanair, a może i wsparcie finansowe. Łukaszenka jest przebiegły, ale w tej grze blefuje, mając już w ręku same blotki. Jego miękkim podbrzuszem, jak w praktyce każdego dyktatora, jest gospodarka, której stan zdecydowanie się pogorszył, a zniszczeniu uległ najzdrowszy jej segment, czyli IT. Programiści i startupy masowo opuszczali Mińsk, udając się do Polski czy na Litwę. Zostało Łukaszence zarabianie na tranzycie oraz eksporcie towarów powstałych na bazie ropy i gazu z Rosji.

Pozostało 81% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację