Prawicowi politycy uwielbiają wręcz grać kartą blokowania granic, powstrzymywania migracji, ponieważ taka narracja niestety trafia do wielu wyborców. Niemniej w zglobalizowanym świecie trzeba dużo delikatniej dobierać słowa. Przekonuje się dziś o tym Boris Johnson, jednak problem ten dotyczy też jego poprzedników na fotelu premiera. Jeśli zaczyna się mówić ludziom latami mieszkającym w jednym kraju, płacącym podatki i inne świadczenia, że nie są tam mile widziani, to oni po prostu wyjadą. Zwłaszcza jeśli kraj opuszcza UE.

Politykom wydaje się, że mogą straszyć ludzi i zachęcać do wyjazdu w kampanii wyborczej, ale później, gdy okazuje się, że pracowników brakuje, wystarczy obiecać wizy na pół roku, by wszyscy pobiegli posłusznie po porzucone etaty. Nie zrobią tego, ponieważ nikt nie lubi pracować w miejscu, o którym wie, że jest w nim niepożądanym gościem, a poza tym ofert pracy w Europie nie brakuje. Nawet jeśli mogą być gorzej płatne, to wyśrubowane koszty życia na Wyspach, zwłaszcza czynszów, stanowią ważny argument za wyborem pracy gdzie indziej.

Szacunki dotyczące dalszych wyjazdów z Wielkiej Brytanii pokazują, że to dopiero początek zmian i z kraju nastawionego na ograniczanie migracji wyjadą następni, choć już można mówić o katastrofalnym braku rąk do pracy w wielu sektorach. Puste półki sklepowe czy dystrybutory paliw na stacjach benzynowych to dopiero początek zmian w pobrexitowej rzeczywistości.

Powinna to być też lekcja dla innych państw i rządzących nimi polityków. Czy Polska byłaby w stanie poradzić sobie bez pracowników z Ukrainy? Jak poradziłyby sobie rynki pracy we Francji czy Hiszpanii, gdyby zniknęli z nich pracownicy z innych państw, nawet tylko ci pojawiający się sezonowo? Doszłoby do katastrofy, co jasno pokazuje, że swobody wynikające ze wspólnego unijnego rynku to coś, czego nie da się ot tak zastąpić własnym wyobrażeniem, iż damy radę. Pracownicy wracający z emigracji mogą też nie być zainteresowani swoimi wcześniejszymi miejscami pracy, choćby z racji wymagań finansowych. Potrzeby związane z napływem osób z zewnątrz nie znikną, będą wręcz coraz większe. Lepiej uświadomić to sobie teraz, a nie po bolesnej lekcji jak w Wielkiej Brytanii.

Czytaj więcej

Polacy wracają do kraju. Największa fala powrotów od czasu wejścia do UE