W ostatnich dniach minister rolnictwa ogłosił, iż jednym z rozważanych rozwiązań jest wprowadzenie, w drodze rozporządzenia, obowiązku zawierania umów terminowych (np. na 1 rok) oraz obowiązku zawierania tychże z odpowiednim wyprzedzeniem (np. sześć miesięcy przed pierwszą dostawą). W ocenie ministerstwa taka regulacja prawna mogłaby rozwiązać problem niskich cen owoców.
Nic bardziej mylnego. To pozornie rozsądne rozwiązanie kryje w sobie pułapkę, która może stać się ostatnim gwoździem do trumny polskiego sadownictwa. Problem tkwi w obecnie obowiązujących regulacjach, a w szczególności artykule 38q ust. 1 ustawy o organizacji niektórych rynków rolnych. Wymaga on pod groźbą surowej kary, aby każda umowa na dostawę produktów rolnych zawierała konkretnie określoną cenę – w sposób stały lub współczynnikowy. W przypadku większości owoców miękkich i jabłek określenie konkretnej ceny na cały sezon w ramach jednej umowy terminowej jest niewykonalne. Gdyby stworzenie takiej uniwersalnej formuły ceny było możliwe, to jej pomysłodawca z pewnością byłby najbogatszym człowiekiem na ziemi i laureatem Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii.
Cena większości owoców miękkich oraz jabłek jest wypadkową całego szeregu czynników, począwszy od wielkości produkcji, zapasów, przez warunki pogodowe (w Polsce i konkurencyjnych państwach produkcyjnych), aż po cenę, podaż i popyt na danego rodzaju koncentrat. Dlatego narzucenie na nabywców w drodze regulacji prawnej obowiązku bezwzględnego zobowiązania się do zakupu przez cały sezon surowca po konkretnej, z góry określonej cenie, to nic innego, jak prawny obowiązek zawierania transakcji hazardowych o gigantycznym poziomie ryzyka. Wprowadzenie rzeczonego rozporządzenia poskutkuje przeniesieniem się polskich i zagranicznych przetwórców do krajów konkurencyjnych, gdzie skup surowca nie będzie ryzykownym zakładem o przyszłą cenę, ale codziennym mechanizmem rynkowym. Najwięksi producenci europejscy już zacierają ręce, bo wprowadzenie obowiązku zawierania umów terminowych obróci się przeciwko sadownikom. Poza obecnym problemem nadprodukcji stworzy bariery prawne istotnie hamujące popyt na polski surowiec.
Umowy terminowe nie są złem samym w sobie, mogą one z powodzeniem funkcjonować w gospodarkach, gdzie wykształciły się silne grupy producentów (lub inne formy zrzeszania), które mają duże moce produkcyjne i wysoko rozwinięte zdolności planowania i zarządzania ryzykiem. W Polsce mamy jednak rozdrobnioną strukturę produkcji.
Apeluję, nie wprowadzajmy umów terminowych, zacznijmy pracować nad systemową reformą, która wzmocni pozycję sadowników na rynku lokalnym i międzynarodowym oraz zapewni im, nie tylko godne, ale i satysfakcjonujące ceny surowca.