Wydaje się, że w gospodarce może być lepiej, niż się spodziewaliśmy jeszcze kilka miesięcy temu. I to właśnie może spowodować zimny prysznic dla zbytnio optymistycznych inwestorów.
Największym zagrożeniem dla koniunktury na rynkach może być ograniczenie wzrostu podaży pieniądza. Najwyższą dynamikę wzrostu pieniądza M1 od lat 60., na poziomie 18,5 proc., Stany Zjednoczone odnotowały w sierpniu ubiegłego roku. Druga najwyższa wartość przyrostu M1 miała miejsce w styczniu 1987 roku. Tak wtedy, jak i obecnie dynamika podaży pieniądza gwałtownie spadła. W styczniu 1988 roku dynamika wzrostu M1 zmniejszyła się do 3,8 proc., w grudniu 2009 roku mamy 5,9 proc.
Liczby te podaję w kontekście załamania giełdowego z października 1987 roku. Nie twierdzę, że musi dojść do tak gwałtownej korekty, ale widzę pewne analogie. Inna jest oczywiście sytuacja: jesteśmy już po ogromnej bessie z 2008 roku, więc ceny nie są aż tak wygórowane.
Na wielu rynkach ceny wróciły już jednak do poziomów sprzed bessy, a nawet je mocno przekroczyły.
Optymiści powiedzą, że świat zmienił się w ciągu tych 22 lat. Mamy obecnie wiele szybko uprzemysławiających się krajów, jak chociażby Chiny, Indie czy Brazylia.