Według danych PwC rynek książkowy (i to bez uwzględnienia wydawnictw edukacyjnych) w najbliższych latach będzie rosnąć. To dobre wiadomości. Niezależnie bowiem od nośnika, ludzie chcą nadal czytać. I to mimo spowolnienia gospodarczego, które skłania do zaciskania pasa – książki, czy to w formie e-booków, czy papierowej, wciąż królowały na listach świątecznych prezentów.

Na dalszy rozwój rynku e-booków będą wpływać głównie dwie kwestie: dostępność oraz cena. Nie znaczy to jednak, że papierowa książka skazana jest na powolną śmierć. Tradycyjna forma ma bowiem swoje zalety: bezpieczeństwo (w przeciwieństwie do elektronicznej nie można zmienić jej zawartości) czy zwykła nostalgia, wynikająca z uznania takich cech papieru, jak faktura czy zapach. Niektórzy, jak Maryanne Wolf, profesor amerykańskiego Tufts University, dowodzą też, że studiowanie przy pomocy elektronicznych treści rozprasza i daje mniejsze efekty niż z użyciem książek papierowych. Ci, dla których jest to istotne, będą kupować drukowane książki niezależnie od istnienia ich elektronicznych odpowiedników. Prawdopodobnie obie formy będą istnieć nadal, jak choćby płyty analogowe, CD i pliki mp3, tylko wydawcy, chcąc czerpać z obu zyski, muszą zmienić podejście na bardziej elastyczne. Wydaje się, że powoli zaczynają to rozumieć. Do tej pory upierali się, że struktura kosztów e-wydań powinna być taka sama jak książki tradycyjnej, obawiając się strat w przypadku, gdyby sprzedaż e-booków zwiększyła się kosztem tych drugich). Tymczasem nie ma to uzasadnienia: dystrybucja e-booków pozbawiona jest choćby logistycznych ograniczeń związanych z papierowym odpowiednikiem. By utrzymać sprzedaż na tym samym poziomie albo ją zwiększać, powinni koncentrować się na podnoszeniu ich wartości na inne sposoby, jak choćby atrakcyjnej oprawie graficznej.

Ciesząc się z optymistycznych prognoz i trzymając kciuki za wydawniczy rynek pamiętajmy jednak, o jakiej skali na razie mówimy. 25 procent Polaków z wyższym wykształceniem nie przeczytało czy nawet nie przejrzało w ciągu roku żadnej książki – wynika z danych Biblioteki Narodowej. Dziesięć lat wcześniej było to tylko 2 procent. Nie czyta też jedna trzecia uczniów (od 15. roku życia, bo tę grupę obejmują badania) i studentów, a więc tych, którzy potencjalnie mają szansę stać się głównymi odbiorcami treści pisanych. Niezależnie od tego, czy zawartych na papierze, czy też w postaci e-booków.