Dziennikarze otrzymali po takim ołówku na jednej z konferencji prasowych ministra gospodarki Piotra Woźniaka w sprawie reformy reglamentacji. Opowiadał on o kolejnych wyliczeniach, ile kosztują przedsiębiorców złe przepisy. Padały wielkie liczby: 4,5 – 5 proc. PKB. Ale na pytanie, kiedy będziemy te przepisy zmieniali, minister odpowiadał niezmiennie: najpierw musimy przeprowadzić inwentaryzację, sprawdzić, gdzie są takie przepisy, potem policzyć, ile złego robią, a na końcu je zmieniać. Uważał, że potrzeba na to przynajmniej pięciu, sześciu lat. W tym samym czasie organizacje przedsiębiorców zadawały inne pytanie: dlaczego rząd nie korzysta z naszych doświadczeń? Przecież wiemy, jakie bariery utrudniają nam życie, co przeszkadza przedsiębiorczości, a co mogłoby ją pobudzić. Wybory parlamentarne i tworzenie nowego rządu skłoniło ich do pokazania swoich postulatów raz jeszcze. Część z nich jest niezmienna od lat: reforma finansów publicznych czy uproszczenie przepisów podatkowych i ograniczenie reglamentacji oraz koncesji. Przedsiębiorcy obawiają się, że nie uda się dobrze spożytkować pieniędzy unijnych. I tak się zastanawiam, patrząc na napisy na ministerialnej gumce, co się najpierw zetrze: napis „reforma reglamentacji” czy „wymaż złe przepisy”.