Unia potrzebuje innowacyjności małych firm

Problemem finansowania innowacji w Europie jest to, że wynalazcy mogą liczyć wyłącznie na refinansowanie części poniesionych nakładów inwestycyjnych, a nie bezpośrednie finansowanie prac mających na celu wytworzenie innowacyjnego produktu – pisze prezes ComArchu

Publikacja: 13.12.2007 23:37

Red

Finansowanie prac naukowo-badawczych od lat pozostaje w centrum uwagi Unii Europejskiej. Po raz pierwszy program mający na celu uczynienie z UE najbardziej innowacyjnej ekonomii w skali globalnej zdefiniowano w Lizbonie w 2000 r. W 2002 r. sformułowano w UE postulat, aby w 2010 roku wydatki na badania w UE osiągnęły 3 proc. PKB, z czego 2 proc. miałoby pochodzić z sektora prywatnego, a 1 proc. ze środków publicznych. Takie finansowanie miałoby na celu dogonienie USA i Japonii, które obecnie zdecydowanie wyprzedzają UE we wszystkich wskaźnikach. W Polsce obecnie całkowite nakłady na badania kształtują się poniżej 1 proc., a w całej UE średnio poniżej 2 proc. PKB.

Programy UE na lata 2007 – 2013 zakładają, że na „Siódmy program ramowy R&D” wydane zostaną 54 mld euro pomocy publicznej, natomiast na „Program konkurencyjności i innowacji” 3,2 mld euro. To bardzo znaczące środki, tym bardziej że badania i innowacyjność zasilane są pośrednio pieniędzmi z innych programów.

Przedstawione liczby wskazują, że potencjalnie w Polsce i w UE są i będą dostępne środki na finansowanie innowacji. Celem tego artykułu jest przedstawienie z punktu widzenia przedsiębiorcy, jak te środki są wykorzystywane w codziennej praktyce i co należy zrobić, aby wykorzystać je w sposób pożyteczny.

Podstawowym problemem finansowania innowacji w Europie jest fakt, że tak naprawdę mamy do czynienia z refinansowaniem części nakładów inwestycyjnych, a nie z bezpośrednim finansowaniem prac mających na celu wytworzenie nowego, innowacyjnego produktu.

W dawnych czasach innowacją zajmował się wynalazca, indywidualista o genialnym umyśle, który albo miał własne środki finansowe, albo możnego sponsora. Obecnie taka wynalazczość nadal jest możliwa, ale w globalnym wyścigu uczestniczy mało takich osób. Przy obecnej złożoności technologii wytworzenie działającego prototypu nowego produktu wymaga skoncentrowanej pracy grupy od kilkunastu do kilkudziesięciu zdolnych młodych pełnych zapału badaczy przez okres dwóch, trzech lat.

Poza Europą działają tysiące tego typu zespołów. Dostają one pieniądze z różnych źródeł. Należy podkreślić, że rzeczywiście dostają pieniądze, a nie muszą pożyczać, refinansować, starać się o dotacje, a potem skrupulatnie rozliczać.

Podstawowym mechanizmem finansowania innowacji w USA są fundusze typu venture capital. Grupa młodych zdolnych osób z dobrze opisanym pomysłem jest w stanie stosunkowo łatwo dostać od takiego funduszu pieniądze na realizację swojego zamierzenia. W Izraelu przez długi okres Ministerstwo Nauki rozdawało po sto tysięcy dolarów na badania osobom zgłaszającym się z prosto opisanymi pomysłami. W Japonii lokalna gmina, która uważnie obserwuje młodego człowieka, jest w stanie sfinansować zdefiniowane przez niego przedsięwzięcie. W Chinach banki dają nowym przedsiębiorstwom łatwo dostępne, duże kredyty, nie wymagając zabezpieczenia. Szczególnie spektakularnym przykładem finansowania innowacji było przyznanie 10 mld dol. kredytów firmie Huawei na rozwój sprzętu komunikacyjnego.

W Polsce i Europie szanse, że grupa młodych twórców otrzyma w ten sposób środki na finansowanie badań z funduszy europejskich, są właściwie żadne. Zgodnie z obecnie obowiązującymi schematami muszą najpierw uzyskać kredyt, a po dwóch latach otrzymują refinansowanie w wysokości od 50 do 60 procent funduszu płac. Kredytu nie dostaną, bo nie mają zabezpieczenia, nie mają też skąd pozyskać środków na sfinansowanie pozostałych kosztów. Ewentualna sprzedaż innowacyjnego produktu może przynieść zwrot z inwestycji po minimum czterech latach. Dlatego europejskie środki publiczne na innowację w znaczącej mierze nie są wykorzystywane zgodnie z przeznaczeniem, bo nie pozwalają na to mechanizmy ich przyznawania.

Programy europejskie są konstruowane w ten sposób, że główne środki kierowane są do dużych firm i ośrodków uniwersyteckich. Instytucji, które w stosunku do organów unijnych, państwowych i samorządowych są wiarygodne, mają zasoby niezbędne do przygotowania wniosku, a ponadto mają zdolność kredytową. Czynnikiem znacząco obniżającym sens prowadzenia badań w ramach programów europejskich jest czas. Instytucje ubiegające się o refinansowanie nakładów poniesionych na badania muszą posiadać dostateczne środki finansowe, aby dotrwać do czasu refundacji poniesionych kosztów, co może trwać kilka lat. Ponad rok trwa samo przygotowanie i uznanie wniosku. Żadna innowacyjna firma nie może tak długo czekać, bo utraci globalną przewagę konkurencyjną. W zakresie technologii innowacyjnych jeden rok to cała epoka.

W wielu przypadkach emocje budzi wielkość refinansowania przyznawanego korporacjom europejskim, sięgająca kilkudziesięciu milionów euro na jeden projekt. Paradoks polega na tym, że kwoty te dla dużych korporacji to zazwyczaj ułamek procentu ich przychodów, co w żaden sposób nie może determinować innowacyjności tych firm. Dla firm rozpoczynających działalność byłyby to jednak znaczące środki finansowe. Wydawane przez nie efektywnie – pozwalałyby na realizację ambitnych celów.W przypadku ComArchu, najbardziej innowacyjnej polskiej firmy w rankingu „Rzeczpospolitej”, skonsumowana w roku 2007 kwota pomocy z funduszy UE na badania nie przekracza 1 proc. przychodów. Wszelkie projekty badawcze w firmie są definiowane w znacznie szybszym tempie niż możliwości pozyskania refinansowania.

Znaczące ryzyko przynosi rozliczanie refinansowania unijnego. Powszechnie znanym problemem jest uciążliwość tworzenia szczegółowych sprawozdań. W zależności od wielkości firmy ich przygotowanie angażuje od kilku do kilkudziesięciu osób. Prowadzone są szczegółowe audyty. Koszty tej administracji nie są refinansowane przez UE. Z pewnością mała firma, w której większość stanowią wynalazcy skoncentrowani na przedmiocie innowacji, sobie z tym nie poradzi.

Atrakcyjność unijnych programów badawczych obniża również podatkowe potraktowanie refinansowania. W momencie uzyskania refinansowania (celowo w całym artykule unikam słowa dotacja, bo to jest refinansowanie części kosztów, a nie dotacja) trzeba aktywować całe koszty projektu. Oznacza to, że wydatki na finansowanie projektu nie mogą być traktowane jako koszt podatkowy, a zatem prowadząc projekt unijny, firma musi płacić większe podatki. Podatek można odzyskać dopiero po kilku latach, amortyzując poczynioną inwestycję. W efekcie całe ryzyko prowadzenia działalności innowacyjnej przenoszone jest na firmę. Jeżeli nowy produkt okaże się nietrafiony, nie da się go sprzedać, to firma nie odzyska podatku. Unia Europejska nie partycypuje w tym ryzyku.

Duże firmy i uniwersytety nie będą źródłem innowacji, bo nigdy nie były. Wielkie koncerny są sprawne w opracowywaniu nowych wersji istniejących produktów. Bardzo rzadko w ich laboratoriach powstaje całkowicie nowy produkt.

W USA głównym motorem napędowym innowacji są innowacyjne start-upy finansowane przez fundusze kapitałowe wysokiego ryzyka. Dobrze zdefiniowana, zdeterminowana grupa badaczy i inżynierów zaczyna robić nowy produkt w nowej firmie, koncentrując się tylko na tej pracy, a gdy udowodniona zostaje osiągalność techniczna i ekonomiczna wynalazku, cała firma razem z wynalazkiem sprzedawana jest dużej korporacji, która dalej zajmuje się komercjalizacją i tworzeniem kolejnych wersji produktu. Takie mechanizmy w Europie są, ale jest ich zdecydowanie zbyt mało, w szczególności w zbyt małym stopniu są one przedmiotem zainteresowania UE. W dokumentach unijnych można wyczytać o 1 mld euro na wsparcie działalności inwestycyjnej typu venture capital. Stanowi to mniej niż 2 proc. finansowania „Siódmego programu ramowego”.

Cała reszta wydawana jest na programy o charakterze bardziej ideologicznym niż innowacyjnym. Aby dostać dofinansowanie projektu badawczego z funduszy unijnych, trzeba utworzyć konsorcjum kilku instytucji z kilku krajów, w skład którego musi wejść pożądana przez ideały unijne mieszanka dużych firm z małymi firmami oraz uniwersytetami i prywatnymi jednostkami badawczymi.

Takie podejście pozostaje w jawnej sprzeczności z samym charakterem wynalazczości, gdzie wynalazca lub grupa wynalazców w sposób naturalny czuje się właścicielem wynalazku, nie chce się tą własnością dzielić, w trakcie tworzenia wynalazku pracuje w dużym stresie twórczym i w szczególności nie ma ochoty jeździć na refinansowane spotkania projektowe, aby dzielić się swoją własnością intelektualną już w trakcie jej tworzenia. Nawet jeżeli spotkania te odbywają się w luksusowych śródziemnomorskich ośrodkach wypoczynkowych, jak obecnie jest to w zwyczaju.

Tak naprawdę nie bardzo wiadomo, jakie wynalazki i nowe produkty powstały w minionych latach w wyniku wydania przez UE kolosalnych środków finansowych. Nie widziałem żadnego raportu, w którym dokonano by oceny efektywności wydawania środków unijnych na badania i rozwój oraz innowacje.

Obecnie będzie ciężko zmienić istniejące schematy. Wiele osób z tego dobrze żyje. Administracja unijna funkcjonuje w sposób socjalistyczny, co urzędnicy i parlamentarzyści unijni przyznają bez skrępowania. Jest wiele lobby zainteresowanych w utrzymaniu obecnego stanu rzeczy.

Prawdopodobnie w dokumentach UE na temat finansowania innowacji przedstawiono znacznie lepszą i mądrzejszą rzeczywistość niż opisana w tym artykule. Niestety, opisana rzeczywistość jest tą, która na co dzień jest dostępna polskiemu i europejskiemu przedsiębiorcy.

Aby zwiększyć efektywność wydawania publicznych pieniędzy, należy przede wszystkim zdecentralizować przyznawanie środków finansowych. Muszą one być przyznawane lokalnie, na szczeblu samorządu regionów, na lokalnie definiowane programy i projekty, w krótkich przedziałach czasowych. Nieporozumieniem jest dekretowanie programów innowacji centralnie dla Europy na osiem lat do przodu (programy na lata 2007 – 2013 trzeba było definiować do 2006 r.).

Pozostaje pytanie, jak sobie ma radzić w tej sytuacji przedsiębiorca lub grupa wynalazców. Podstawowa metoda wspierania wynalazczości to wspieranie wynalazców. Stworzenie im organizacyjnych i finansowych możliwości rozwoju. Możliwości organizacyjne stwarzają inkubatory przedsiębiorczości tworzone przez jednostki samorządowe i uniwersytety. To jest dobry kierunek. Przy czym często inkubatory dostarczają tylko powierzchni biurowej, natomiast powinny w znacznie większym stopniu, na preferencyjnych warunkach dostarczać także usług prawnych i finansowo-księgowych. Natomiast finansowanie przedsięwzięć innowacyjnych w dużej mierze powinno pochodzić od funduszy inwestycyjnych wysokiego ryzyka.

Takie podejście powinno ożywić przedsiębiorczość i innowacyjność w UE. Dałoby młodym zdolnym ludziom szansę ciekawej pracy, niosącej wyzwania, w warunkach umiarkowanego stresu. Wykreowałoby otoczenie konkurencyjne w stosunku do pracy w dużych korporacjach, w których bez ponoszenia odpowiedzialności za rezultaty pracy można zarabiać znaczące pieniądze. Na obecnym etapie korzystania z pomocy unijnej konieczna jest dyskusja, jak zmieniać procedury i schematy wykorzystania środków unijnych. W tej chwili urzędnicy ministerialni w Polsce adaptują do naszych warunków regulacje unijne z większym niż wymagany rygorem i dokładają własne ograniczenia. Bez dyskusji z udziałem przedsiębiorców trudno liczyć na zakładaną innowacyjność i przyspieszenie gospodarcze.

Finansowanie prac naukowo-badawczych od lat pozostaje w centrum uwagi Unii Europejskiej. Po raz pierwszy program mający na celu uczynienie z UE najbardziej innowacyjnej ekonomii w skali globalnej zdefiniowano w Lizbonie w 2000 r. W 2002 r. sformułowano w UE postulat, aby w 2010 roku wydatki na badania w UE osiągnęły 3 proc. PKB, z czego 2 proc. miałoby pochodzić z sektora prywatnego, a 1 proc. ze środków publicznych. Takie finansowanie miałoby na celu dogonienie USA i Japonii, które obecnie zdecydowanie wyprzedzają UE we wszystkich wskaźnikach. W Polsce obecnie całkowite nakłady na badania kształtują się poniżej 1 proc., a w całej UE średnio poniżej 2 proc. PKB.

Pozostało 94% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację