Dla gazociągu północnego gazu nie wystarczy

Rozmowa: Alan Riley, brytyjski profesor pracujący m.in. w brukselskim Centre for European Policy Studies. 29 stycznia przedstawi zamówioną przez Parlament Europejski analizę ekonomicznego sensu budowy gazociągu północnego

Publikacja: 24.12.2007 04:48

Dla gazociągu północnego gazu nie wystarczy

Foto: Archiwum

Rz: Budowa gazociągu północnego przedłuża się, a jej koszty rosną. Czy wierzy pan, że ta droga transportu gazu z Rosji do UE w ogóle powstanie?

Alan Riley: Od początku wiadomo było, że wybudowanie gazociągu podmorskiego jest trzykrotnie droższe niż przebiegającego po ziemi. Na inwestycję tę zdecydowano się bez wyjaśnienia podstawowych problemów, na przykład nie zbadano dna morskiego, po którym miałaby przebiegać rura. A okazało się, że dno w północnej części Zatoki Fińskiej jest nierówne, zaś koszty jego wyrównania – ogromne. Dzisiaj koszt tej inwestycji szacuje się na 8 – 9 mld euro, ale wiadomo, że to jeszcze nie koniec. Początkowo szacowano, że będzie to 2 mld euro.

Ale Gazprom nie jest biedną firmą?

Kiedy koszty sięgną 10, a pewnie i 15 mld euro – to będą już kwoty ogromne nawet dla Gazpromu. Po kryzysie na amerykańskim rynku kredytów hipotecznych nie ma tak wielu chętnych do pożyczania pieniędzy. I wreszcie, żeby odzyskać te 10 czy 15 mld euro, gaz trzeba będzie sprzedawać bardzo drogo. Stąd kolejne pytanie: kto go kupi?

Liberalizacja w UE nie dopuszcza, by ta sama firma była i producentem gazu, i właścicielem gazociągu, którym jest on transportowany. Czy Rosjanie nie mogą tego zapisu ominąć, tworząc joint venture?

Firmy zagraniczne będą mogły mieć symboliczne udziały, chociaż jest to obwarowane zastrzeżeniami i koniecznością posiadania odpowiednich certyfikatów. I jest tutaj jeden kruczek: jeśli kraj, z którego pochodzi firma zainteresowana rynkiem unijnym, dopuści firmy ze Wspólnoty na takich samych warunkach do inwestycji na swoim rynku, będzie dopuszczona i w UE. To może być zachęta dla Rosjan.

Sądzi pan, że to ich skłoni do otwarcia rynku? Nawet z Władimirem Putinem na stanowisku prezesa Gazpromu?

Gazprom kontroluje ogromne złoża rosyjskiego gazu, ale – co potwierdzają rosyjscy eksperci – tak fatalnie nimi zarządza, że wkrótce może dojść do drastycznych braków surowca. Zimą w rosyjskich miastach kaloryfery mogą być zimne. I wtedy Rosjanie, nawet z prezesem Putinem na czele Gazpromu, będą musieli rozważyć liberalizację również swojego rynku. Dzisiaj Gazprom nie inwestuje w eksploatację nowych złóż, nie unowocześnia infrastruktury. Zamiast tego bez sensu wydaje pieniądze na linie przesyłowe, projekty związane z gazociągiem północnym. Dlatego szybko przestanie być wiarygodny jako dostawca gazu.

Jakie jest więc wyjście z tej sytuacji?

Trzeba przekonać Rosjan do idei liberalizacji rynku energetycznego. Wytłumaczyć, że nie została ona wymyślona jako bat na Gazprom, lecz dlatego, że ten system działa. Szybko zresztą zorientują się, że trudności, jakie przeżywają, wynikają z ich własnej polityki. Nie mówiąc już o tym, że szybko im zabraknie surowca do wypełnienia gazociągu północnego.

Kreśli więc pan perspektywę potencjalnie pustego gazociągu północnego?

On już jest w połowie pusty. Składa się z dwóch nitek. Jedna z nich ma szanse na wypełnienie surowcem z zachodniej Syberii, gdzie trwają prace nad uruchomieniem wydobycia. Ale kiedy pytam Rosjan, skąd wezmą więcej niż te 27,5 mld m sześc. rocznie, które popłyną pierwszą nitką – bo łącznie ma tą drogą płynąć 55 mld m. sześc. – odpowiadają: ze złóż Sztokmana. Tymczasem to nie jest pole gazowe łatwe w eksploatacji, ale złoża ukryte głęboko pod Morzem Barentsa, oddalone od brzegu o setki kilometrów. To kosztująca fortunę ryzykowna inwestycja. Norwegowie mają złoża położone 20 km od brzegu i uważają, że wydobycie będzie trudne. Nawet jeśli znajdzie się gaz do drugiej nitki, będzie tak drogi, że nikt go nie kupi.

Czy Rosjanie nie wiedzieli o tym wszystkim, kiedy zaczynali budować gazociąg północny?

Mam wrażenie, że jest to jedna z tych wielkich budowli, przy których nikt się nie zastanawiał, ile może kosztować, nikt się także nie przejmował zagrożeniem dla środowiska. A to oczywiste, że budowanie najdroższego gazociągu na świecie, któremu nie można zapewnić surowca, nie ma sensu ani z punktu widzenia politycznego, ani ekonomicznego.

Dlaczego w takim razie Gazprom przekonał firmy niemieckie do uczestniczenia w tym projekcie? Bo kanclerz Schröder przyjaźni się z Putinem?

Niemieckie firmy miały nadzieję, że umożliwią sobie dostęp do rosyjskich złóż i rosyjskiego rynku. Musiały sobie zdawać sprawę z bardzo wysokich kosztów, ale strategicznie ten projekt był interesujący. Jako odizolowane przedsięwzięcie nie miało to sensu, jako element stosunków z Gazpromem było uzasadnione. Cały projekt umożliwiał również presję polityczną i pokazywał rosyjską dominację nad Europą Środkową.

W takim razie jak zaopatrzyć rynek, skoro na gaz ze Wschodu nie bardzo można liczyć?

Umożliwi to liberalizacja rynku, połączenie różnych gazociągów. Budowa terminali gazowych, rozbudowa floty gazowców, gazociągu Nabucco, a także gaz z Morza Azowskiego, szczególnie atrakcyjny dla Polski, ponieważ droga jego transportu byłaby krótka – przez Ukrainę. Jest jeszcze gaz brytyjski, norweski, algierski.

Może Polacy mają fobię, bo Gazprom odcinał nam dostawy, ale czy jest pan pewien, że tego gazu dla wszystkich wystarczy?

Na świecie jest pięciokrotnie więcej gazu niż ropy naftowej. Postają nowe technologie skraplania, surowiec można dostarczać gazowcami do terminali i stamtąd tłoczyć do gazociągów. Ta droga jest znacznie pewniejsza, bo daje gwarancję zaopatrzenia z wielu źródeł. A takie gazowce produkuje się w Polsce. Rosjanie też muszą się pogodzić z faktem, że Polska jest krajem coraz bogatszym i będzie się bogacić, ma więc coraz więcej możliwości wyboru. Także kierunku dostaw gazu. Nie będzie już w sytuacji, w jakiej się znalazła w 1990 r.

Inne rozwiązanie to dokończenie rurociągu jamalskiego, znacznie tańszego i mniej kłopotliwego w budowie. I przyjęcie Europejskiej karty energetycznej zabezpieczającej zarówno interesy rosyjskie, jak i unijne. Byłoby to i tańsze, i bezpieczniejsze dla wszystkich.

Rz: Budowa gazociągu północnego przedłuża się, a jej koszty rosną. Czy wierzy pan, że ta droga transportu gazu z Rosji do UE w ogóle powstanie?

Alan Riley: Od początku wiadomo było, że wybudowanie gazociągu podmorskiego jest trzykrotnie droższe niż przebiegającego po ziemi. Na inwestycję tę zdecydowano się bez wyjaśnienia podstawowych problemów, na przykład nie zbadano dna morskiego, po którym miałaby przebiegać rura. A okazało się, że dno w północnej części Zatoki Fińskiej jest nierówne, zaś koszty jego wyrównania – ogromne. Dzisiaj koszt tej inwestycji szacuje się na 8 – 9 mld euro, ale wiadomo, że to jeszcze nie koniec. Początkowo szacowano, że będzie to 2 mld euro.

Pozostało 88% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację