To powoduje, że prognozy i analizy, nawet te długookresowe, emitowane są niemalże w cyklach tygodniowych. A te krótkookresowe są pełne euforii, gdy wszystko rośnie, i katastroficzne, kiedy trend się odwróci, niezależnie od wagi ocenianego zjawiska. Gdy trend był wzrostowy – rynki kapitałowe zbliżały się do temperatury wrzenia, rynek kredytów hipotecznych w USA osiągał kolejne maksima – ton analiz i prognoz był świetlany.

Od ostatniego kwartału 2007 r. mamy jednak symptomy recesji w USA, a melodia „mędrców” gospodarczych z marsza Radetzkiego zamieniła się w marsz żałobny. I nic nie szkodzi, że fundamenty polskiej gospodarki są mocne, że istnieje sporo pozytywnych czynników specyficznych dla Polski (jak np. uruchomienie funduszy UE). Teraz jest moda na pesymizm. Postawię więc tezę wyglądającą dosyć obrazoburczo jak na nasze „przeanalitycznione” czasy: trzeba sięgać do źródeł informacji, jak najczęściej do pierwotnych, a nie przetworzonych, czytać też raporty i prognozy zawodowców, ale mieć własną ocenę. I decyzje podejmować samemu.

Jednak faktem jest, że nastroje niepewności i obawy mogą pojawiać się w naszym życiu biznesowym częściej niż w ubiegłym roku. Co prawda fundamentalnie gospodarka polska jest mocna, a globalizacja gospodarki nie ma charakteru naczyń połączonych, jednak recesja w dużej części gospodarki światowej może mieć wpływ na nas, chociażby przez handel zagraniczny. Może też wpływać na tzw. apetyt na ryzyko banków polskich będących częścią dużych grup międzynarodowych. Mogą również wzrosnąć stopy procentowe w odniesieniu do złotego, co podroży kredyt, a przez to obniży tempo inwestycji i popytu wewnętrznego. Obawy przedsiębiorców budzi także silna presja na wzrost płac, większa niż wzrost wydajności pracy, co może hamować rozwój firm, a w skali makro – wzmacniać wzrost inflacji, co będzie powodem kolejnych podwyżek stóp.

Nie jest więc tak, że nic się nie zmieniło w stosunku do warunków z 2007 r. Ale jest różnica w „psychologii” oceny, gdy czynniki otrzeźwiające obniżają ciśnienie nadmiernego optymizmu, które może prowadzić do przegrzania koniunktury, a sytuacją, gdy odległe terytorialnie i zależnościowo wydarzenia powodują nakręcanie się czarnych scenariuszy. Bo one mogą się czasem spełnić.