W przeciwieństwie do pierwszych miesięcy roku inwestorzy nie obawiają się już kryzysu walutowego w kraju. Niemniej błędem byłoby przypuszczać, że ryzyko zawirowań rynkowych już zupełnie zniknęło.
Na tle gospodarek regionu kraje bałtyckie – w tym przede wszystkim Łotwa – wyróżniają się negatywnie. System sztywnego kursu walutowego, który utrzymują władze łotewskie, uniemożliwia osłabienie łata, a przez to utrudnia szybsze zakończenie recesji poprzez zwiększenie eksportu. Z drugiej strony decyzja o uwolnieniu kursu wydaje się szczególnie bolesna – mogłaby doprowadzić do fali bankructw gospodarstw domowych posiadających kredyty walutowe. Możliwym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie prawa, dzięki któremu pożyczkobiorcy zostaliby zobowiązani do spłaty kredytów wyłącznie do wartości zabezpieczenia, a nie wartości samego kredytu. Ponieważ ceny domów spadły na Łotwie już o kilkadziesiąt procent, byłaby to niewątpliwa ulga dla zadłużonych, choć oznaczałoby to też przerzucenie kosztów z osób prywatnych na banki.
Skoro sztywny kurs to jedna z przyczyn głębokiej recesji, nie powinno dziwić, że dla wielu inwestorów porzucenie tego systemu walutowego wydaje się tylko kwestią czasu. Niestety, z punktu widzenia Polski wydarzenia na Łotwie mogłyby okazać się zagrożeniem dla złotego. Wielu inwestorów – słusznie lub nie – traktuje nas jako jeden region. Co więcej, część inwestorów wykorzystuje złotego do zabezpieczania swoich pozycji w łotewskich aktywach. Dlatego wraz z gwałtownym osłabieniem łata na wartości stracić mógłby również złoty.
Warto jednak w tych rozważaniach zachować pewną perspektywę. Wbrew obawom niektórych inwestorów osłabienie złotego pod wpływem wydarzeń w krajach bałtyckich zapewne byłoby krótkotrwałe. Otóż Polska – w przeciwieństwie do Łotwy
– przeszła już okres wyraźnej korekty na rynku walutowym. Dlatego choć wydarzenia na Łotwie mogą silnie wpływać na złotego, będzie to raczej efekt przejściowy, związany ze „stadną” reakcją inwestorów, a nie rzeczywistą koniecznością dostosowania kursu polskiej waluty.