Moje towarzystwo emerytalne regularnie informuje mnie o wysokości zgromadzonych pieniędzy na moim koncie. Nie są to kwoty, które w przyszłości pozwolą mi żyć na poziomie niemieckiego emeryta, ale przynajmniej już dziś wiem, na co mogę liczyć po przejściu na emeryturę i próbować dodatkowo zabezpieczyć mój przyszły byt. Reforma emerytalna dała nam coś, czego nie mieli nasi dziadkowie – zamianę wirtualnych pieniędzy w rzeczywiste – gromadzone co miesiąc na naszym rachunku. Dają nam one poczucie konkretnego zabezpieczenia na przyszłość niezależnie od kondycji i zasobów ZUS, które jak wiadomo istnieją tylko teoretycznie. Teraz jednym pociągnięciem długopisu rząd może nam to poczucie bezpieczeństwa odebrać.
Przez lata nasi dziadkowie i rodzice pracowali na bieżące wypłaty świadczeń, licząc, że gdy oni zechcą przejść na zasłużoną emeryturę, ktoś na nich zapracuje. Kto zapracuje na nas, skoro nasze społeczeństwo w tak szybkim stopniu się starzeje?
Rosnący dług i chore finanse publiczne to nasze wspólne kłopoty. Ale można oczekiwać od rządu, by naprawa była przeprowadzana w sposób profesjonalny i racjonalny. Większość ludzi ma już dość ciągłych argumentów, że znów zbliżają się wybory. Wystarczy przyjrzeć się temu, co stało się w innych krajach Europy, które przyjęły pakiety naprawcze mające doprowadzić do ograniczenia deficytu i długu. Były protesty i demonstracje, ale pozycja polityków, którzy podjęli się reform, wcale nie osłabła. Czy to nie jest wystarczający argument dla rządu? Warto obserwować, jak zmienia się Europa...
[b]O tym, jak zmieni się system emerytalny, czytaj w poniedziałkowej "Rzeczpospolitej"[/b]