Strach rządzi rynkami

Kryzys z 2008 roku właściwie się nie skończył. Nie zlikwidowano bowiem żadnej z jego podstawowych przyczyn

Publikacja: 12.07.2011 20:48

Problem po prostu zasypano bilionami wydrukowanych lub pożyczonych pustych pieniędzy. Za wszelką cenę nie chciano dopuścić do załamania gospodarczego i wiele państw, zamiast oszczędzać, żyło na coraz większy kredyt.

Dziś wszyscy korzystamy z wypracowanej w ten sposób koniunktury, ale inwestorzy mają już coraz większą świadomość, że na rynku ciągle poukrywane są liczne trupy. Sytuacja, w której kilka państw żyje za pożyczone pieniądze, jest na dłuższą metę nie do utrzymania. Góra długów osiągnęła już takie rozmiary, że ich spłata stała się niemożliwa. Pytanie tylko, kiedy tym bankrutom przestanie starczać na wypłatę odsetek i kiedy zostanie ogłoszona ich upadłość.

Do niedawna uważano, że nie może to dotknąć państw należących do Unii, i spokojnie kupowano wszystkie papiery, ciesząc się z wysokich odsetek. Do czasu. Zbliża się jednak dzień, gdy się okaże, że najbogatsze państwa Unii nie są w stanie utrzymywać utracjuszy.

Ta świadomość wywołuje coraz większą nerwowość inwestorów. Co chwila pojawiają się pogłoski o kłopotach różnych państw i powodują natychmiastowe zniżki na rynkach. Wszyscy kupują franki, bo mają nadzieję, że kryzys ominie Szwajcarię i jej solidną walutę. Maleje za to zaufanie do euro i dolara.

W tej sytuacji Unia musi być stanowcza. Pomoc powinna być przeznaczona dla tych, którzy są zdecydowani oszczędzać. Jeżeli w jakimś państwie większość społeczeństwa (jak np. w Grecji) chce nadal żyć na kredyt, to pomoc im byłaby wyrzucaniem pieniędzy w błoto. Dlatego zupełnie niezrozumiały jest pomysł władz Unii, żeby zmienić zasady działania agencji ratingowych tak, by unikać słowa "bankrut" wobec niewypłacalnych państw.

Władze UE powinny zmusić wszystkie państwa do zaprzestania życia na kredyt. Inaczej alternatywą będzie długi pełzający kryzys, słabe euro, a w dalszej perspektywie – spektakularna katastrofa.

Problem po prostu zasypano bilionami wydrukowanych lub pożyczonych pustych pieniędzy. Za wszelką cenę nie chciano dopuścić do załamania gospodarczego i wiele państw, zamiast oszczędzać, żyło na coraz większy kredyt.

Dziś wszyscy korzystamy z wypracowanej w ten sposób koniunktury, ale inwestorzy mają już coraz większą świadomość, że na rynku ciągle poukrywane są liczne trupy. Sytuacja, w której kilka państw żyje za pożyczone pieniądze, jest na dłuższą metę nie do utrzymania. Góra długów osiągnęła już takie rozmiary, że ich spłata stała się niemożliwa. Pytanie tylko, kiedy tym bankrutom przestanie starczać na wypłatę odsetek i kiedy zostanie ogłoszona ich upadłość.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację