Akwizycja da jej dostęp do znaczących złóż w USA, a przede wszystkim w Kanadzie i Chile, dzięki czemu koncern z Lubinazwiększy swoje moce przerobowe nawet o połowę.

Tytuł największego inwestora KGHM odbiera Orlenowi. I powinien wciąż wspominać problemy, jakie miała płocka spółka po przejęciu w2006 roku litewskiej Rafinerii Możejki. Szefowie KGHM-u nie muszą zresztą sięgać daleko. Dobrze znają przejścia swojej firmy z inwestycją w Kongo. Afrykańska przygoda trwała kilkanaście lat i kosztowała ponad 100 mln zł.

Pozostaje mieć nadzieję, że w Kanadzie będzie zupełnie inaczej. Pozytywnych przykładów mamy zresztą coraz więcej. Polskie inwestycje zagraniczne w ostatnich latach stabilnie rosną. Co ważniejsze, dzieje się tak głównie za sprawą mniejszych projektów, realizowanych przez prywatne firmy. Maspex, Comarch, Asseco Poland, Boryszew, Selena, Can-Pack, a ostatnio np. Konspol. Każda z tych firm z sukcesami rozwija się zagranicą, nie oglądając się narządowe wsparcie. I chwała im za to.

Może nadszedł jednak czas, żeby rząd pochylił się ze zrozumieniem nad problemem zagranicznej ekspansji polskiego biznesu? Umiejętny lobbing oraz realizowana z wyczuciem dyplomacja gospodarcza, jak dzieje się w przypadku wielu rozwiniętych krajów, choćby Francji czy Niemiec, mogłyby zdziałać cuda. Wymagałoby to jednak od urzędników rewolucyjnej wręcz zmiany myślenia opolskim biznesie. Obserwując rezerwę, z jaką nasze władze podchodziły do kanadyjskiego projektu pewnej dużej państwowej spółki, trudno o optymizm.