Reformy u sąsiada

Reform nie można robić zbyt wolno, ani przeprowadzić ich tylko u naszego sąsiada

Publikacja: 23.03.2012 03:31

Reformy u sąsiada

Foto: ROL

Red

Zdarzyło się kiedyś, że w trosce o równowagę życia duchowego i zdrowia fizycznego przebywałem w siłowni. Jak to w siłowni – nieco się nudziłem, więc jednym okiem podglądałem to, co się dzieje obok. Pewna pani, najwyraźniej nieco niezadowolona ze swej wagi, wsiadła na rowerek i zaczęła dzielnie pedałować. Po chwili jednak zawołała pracownika siłowni i powiedziała, że kalorie spadają zbyt wolno, a ona chce chudnąć szybciej. „Proszę bardzo", odpowiedział pan, podkręcił jej poziom oporu pedałów i poszedł. Ale za chwilę pani zaczęła go wołać: „Nie, niech pan zrobi tak, żeby kalorie spadały szybciej, ale pedały się tak ciężko nie kręciły!".

Zupełnie nie wiem dlaczego, ale śledząc w mediach, obserwując na ulicach i słuchając, jakie jest podejście Polaków do reform i oszczędności w finansach państwa, przypominam sobie stale tamtą panią.

No, bo sprawy mają się tak: Mniej więcej dwa lata temu przez Polskę przeszła się fala oburzenia na rząd Platformy, że nie wprowadza gruntownych reform. Rozdyskutowani w studiach filmowych przedstawiciele elit mówili o swoim rozczarowaniu brakiem odwagi rządu. Młodzi ludzie deklarowali, że z braku reform muszą poszukać sobie innej partii albo wyemigrować na Wyspy. Nieco starsi oskarżali, że zamiast reformować finanse rząd robi sztuczki z funduszami emerytalnymi. A komentujący to wszystko dziennikarze murem stawali za sfrustrowanymi kunktatorstwem premiera rozmówcami, przypominając przy okazji tykający na skrzyżowaniu Marszałkowskiej i Alei Jerozolimskich zegar długu Leszka Balcerowicza. Powszechne hasło brzmiało: były piękne hasła, a gdzie szczegółowe działania?

Wszystko zaczęło się nieco zmieniać po exposé premiera. Ponieważ powiedział niekoniecznie same przyjemne rzeczy, ostrze krytyki z miejsca się obróciło. Tym razem pretensje miano generalnie o to, że mówił o szczegółowych działaniach zamiast o pięknej wizji. Ale to była tylko przygrywka. W miarę jak pojawiają się kolejne propozycje lub próby działań oszczędnościowych, narasta oburzenie. Podnoszenie wieku emerytalnego? To skandal, mówią młodzi, ktoś chce, żebyśmy całe życie harowali (choć proponowana reforma leży głównie w ich interesie, po to, by za 20 lat nie zabierano im 2/3 pensji w formie podatków). Likwidacja ulgi w PIT z tytułu umów o dzieło? To śmiertelny cios zadany kulturze naukowej, oburzają się przedstawiciele elit. Ograniczenie możliwości zaciągania długów przez samorządy? To zahamowanie inwestycji i awansu cywilizacyjnego kraju. Próba okiełznania wzrostu wydatków na refundację leków? To sabotaż przeciwko zdrowiu narodu. Ograniczenie praw do zasiłków na dziecko dla zamożniejszych podatników? To gwarancja demograficznej katastrofy. Likwidacja przekrętów z obchodzeniem podatku Belki? To finansowy ucisk i tyrania. Reforma KRUS?

O tym lepiej w ogóle nie mówić.

To wszystko oczywiście nie dziwi. Z jednej strony działania rządu nie zawsze wydają się do końca przemyślane i właściwie przygotowane (np. spór z lekarzami i aptekami o nieudolnie zaprojektowane narzędzia kontroli kosztów refundacji leków). Z drugiej jednak to naturalne, że kiedy tylko pojawiają się prawdziwe próby oszczędzania, powodujące oczywiście ból (bo oszczędności polegają właśnie na tym, że ktoś nie dostaje pieniędzy, które dostawał wcześniej) – wywołuje to protesty. Łatwo być za oszczędnościami i reformami wtedy, kiedy się nie odczuwa ich skutków. Trudniej wtedy, kiedy psują własne interesy.

Sądzę, że Polacy nadal są głębokimi zwolennikami gruntownych reform i oszczędności, które powinien przeprowadzić rząd.

Ma to jednak zrobić w taki sposób, aby koszty dotknęły naszego sąsiada, a nas zostawiły w spokoju!

Zdarzyło się kiedyś, że w trosce o równowagę życia duchowego i zdrowia fizycznego przebywałem w siłowni. Jak to w siłowni – nieco się nudziłem, więc jednym okiem podglądałem to, co się dzieje obok. Pewna pani, najwyraźniej nieco niezadowolona ze swej wagi, wsiadła na rowerek i zaczęła dzielnie pedałować. Po chwili jednak zawołała pracownika siłowni i powiedziała, że kalorie spadają zbyt wolno, a ona chce chudnąć szybciej. „Proszę bardzo", odpowiedział pan, podkręcił jej poziom oporu pedałów i poszedł. Ale za chwilę pani zaczęła go wołać: „Nie, niech pan zrobi tak, żeby kalorie spadały szybciej, ale pedały się tak ciężko nie kręciły!".

Pozostało jeszcze 81% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Ropa, dolary i krew
Opinie Ekonomiczne
Bogusław Chrabota: Przesadzamy z OZE?
Opinie Ekonomiczne
Wysoka moralność polskich firm. Chciejstwo czy rzeczywistość?
Opinie Ekonomiczne
Handlowy wymiar suwerenności strategicznej Unii Europejskiej
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Czekanie na zmianę pogody