Zdarzyło się kiedyś, że w trosce o równowagę życia duchowego i zdrowia fizycznego przebywałem w siłowni. Jak to w siłowni – nieco się nudziłem, więc jednym okiem podglądałem to, co się dzieje obok. Pewna pani, najwyraźniej nieco niezadowolona ze swej wagi, wsiadła na rowerek i zaczęła dzielnie pedałować. Po chwili jednak zawołała pracownika siłowni i powiedziała, że kalorie spadają zbyt wolno, a ona chce chudnąć szybciej. „Proszę bardzo", odpowiedział pan, podkręcił jej poziom oporu pedałów i poszedł. Ale za chwilę pani zaczęła go wołać: „Nie, niech pan zrobi tak, żeby kalorie spadały szybciej, ale pedały się tak ciężko nie kręciły!".
Zupełnie nie wiem dlaczego, ale śledząc w mediach, obserwując na ulicach i słuchając, jakie jest podejście Polaków do reform i oszczędności w finansach państwa, przypominam sobie stale tamtą panią.
No, bo sprawy mają się tak: Mniej więcej dwa lata temu przez Polskę przeszła się fala oburzenia na rząd Platformy, że nie wprowadza gruntownych reform. Rozdyskutowani w studiach filmowych przedstawiciele elit mówili o swoim rozczarowaniu brakiem odwagi rządu. Młodzi ludzie deklarowali, że z braku reform muszą poszukać sobie innej partii albo wyemigrować na Wyspy. Nieco starsi oskarżali, że zamiast reformować finanse rząd robi sztuczki z funduszami emerytalnymi. A komentujący to wszystko dziennikarze murem stawali za sfrustrowanymi kunktatorstwem premiera rozmówcami, przypominając przy okazji tykający na skrzyżowaniu Marszałkowskiej i Alei Jerozolimskich zegar długu Leszka Balcerowicza. Powszechne hasło brzmiało: były piękne hasła, a gdzie szczegółowe działania?
Wszystko zaczęło się nieco zmieniać po exposé premiera. Ponieważ powiedział niekoniecznie same przyjemne rzeczy, ostrze krytyki z miejsca się obróciło. Tym razem pretensje miano generalnie o to, że mówił o szczegółowych działaniach zamiast o pięknej wizji. Ale to była tylko przygrywka. W miarę jak pojawiają się kolejne propozycje lub próby działań oszczędnościowych, narasta oburzenie. Podnoszenie wieku emerytalnego? To skandal, mówią młodzi, ktoś chce, żebyśmy całe życie harowali (choć proponowana reforma leży głównie w ich interesie, po to, by za 20 lat nie zabierano im 2/3 pensji w formie podatków). Likwidacja ulgi w PIT z tytułu umów o dzieło? To śmiertelny cios zadany kulturze naukowej, oburzają się przedstawiciele elit. Ograniczenie możliwości zaciągania długów przez samorządy? To zahamowanie inwestycji i awansu cywilizacyjnego kraju. Próba okiełznania wzrostu wydatków na refundację leków? To sabotaż przeciwko zdrowiu narodu. Ograniczenie praw do zasiłków na dziecko dla zamożniejszych podatników? To gwarancja demograficznej katastrofy. Likwidacja przekrętów z obchodzeniem podatku Belki? To finansowy ucisk i tyrania. Reforma KRUS?
O tym lepiej w ogóle nie mówić.