W tym roku te wydatki pochłoną blisko 250 mld zł. Aby pokazać jak gigantyczna to kwota, wystarczy podać, że odpowiada ona 88-proc. funduszy unijnych przypadających na Polskę w latach 2007 – 2013. To jednocześnie prawie dziesięć razy więcej niż Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad wyda w tym roku na budowę dróg.
Plusem jest oczywiście to, że wydatki nie rosną szybko, a w niektórych dziedzinach wręcz spadają. Dyskusja o potrzebie tańszego państwa trwa od lat, a kolejne rządy przedstawiają kolejne pomysły. Ostatnie lata pokazały dobitnie jak często plany ograniczania administracji kończą się fiaskiem. W 2005 r. ówczesny premier Kazimierz Marcinkiewicz zapowiadał, że wdrożenie programu „Tanie państwo" przyniesie rocznie 5 mld zł oszczędności. Pamiętam jak dziś, kiedy pewnej soboty media relacjonowały jego przyjazd pod siedzibę Agencji Nieruchomości Rolnych, która wkrótce miała przestać działać. I co? Działa w najlepsze do dziś... Obecny rząd też ma swój udział w budowaniu wizji tańszej administracji. Słyszeliśmy zapowiedzi ostrych cięć, a rewolucja, czyli projekt e-administracji, wciąż czeka na wciśnięcie klawisza enter.
Miliardy na administrację są nad Wisłą wciąż wynikiem biurokracji – wielkiej władzy administracji i wielu zadań – często zupełnie niepotrzebnych – które ona realizuje. Dlatego kluczowa w zmniejszaniu kosztów będzie zgoda na to, żeby państwo nie załatwiało za nas aż tylu rzeczy. Tylko czy większość z nas jest na to gotowa?