To nie jest kwestia wyboru między wzrostem a niską inflacją. Trwały wzrost gospodarczy wymaga utrzymywania niskiej inflacji, choć niekoniecznie zawsze bardzo blisko 2,5 proc. Z drugiej strony wzrost gospodarczy na poziomie odpowiadającym wzrostowi potencjalnemu nie stwarza presji inflacyjnej. Zasadniczo te dwa cele daje się pogodzić. Problem się pojawia, gdy wzrost inflacji spowodowany jest czynnikami zewnętrznymi. Powstaje wtedy pytanie, czy polityka pieniężna powinna dążyć do obniżenia wzrostu poniżej tempa potencjalnego, by zrównoważyć w ten sposób zewnętrzną presję inflacyjną, czy raczej zaakceptować przejściowo wyższą inflację. Dla mnie odpowiedź na to pytanie brzmi: to zależy od tego, co będzie miało bardziej negatywny wpływ na wzrost gospodarczy w długim okresie: przejściowe odchylenie inflacji od celu czy przejściowe obniżenie się tempa wzrostu poniżej poziomu potencjalnego. Na ogół opłaca się zaakceptować nieco niższy wzrost, by utrzymać niską inflację, ale na pewno nie opłaca się w imię szybkiego powrotu inflacji do celu narażać gospodarki na recesję. Obecnie, ze względu na sytuację międzynarodową, spadek wzrostu poniżej 2 proc. może podważyć wiarę inwestorów w stabilność polskiej gospodarki. Przywrócenie zaufania wymagałoby wzmożonej konsolidacji fiskalnej, która z kolei może spowodować recesję w Polsce.
Czyli jednak to wzrost jest teraz najważniejszy?
Nie chcę bronić wzrostu gospodarczego w krótkim okresie. Martwię się o wzrost w perspektywie dziesięciu lat. Jeżeli dzisiaj zafundujemy sobie recesję tylko po to, żeby inflacja trzy miesiące wcześniej wróciła do celu, to straty będą duże i szybko ich nie odrobimy. W tej chwili ryzyko jest po stronie prowadzenia zbyt restrykcyjnej polityki pieniężnej. Dlatego uważam, że powinniśmy stopy procentowe obniżać.
Rada wciąż jest podzielona, jeśli chodzi o dalsze ruchy. Czy spowolnienie gospodarki do 2 proc. to pewna bariera psychologiczna dla jastrzębi?
Możemy wyłącznie opierać się na prognozach, więc przekonania członków Rady dotyczą oceny perspektyw gospodarki i jaki to będzie miało wpływ na inflację. Uważa się, że nasz potencjalny wzrost to ok. 3 proc. Nie chcę się wypowiadać za innych członków Rady. Dla mnie obniżenie wzrostu o jedną trzecią to już poważne spowolnienie. Jeden kwartał czy dwa wzrostu gospodarczego na poziomie 1,5–2 proc. to nie tragedia. Pod warunkiem, że sytuacja zewnętrzna jest stabilna i potem wszystko pójdzie w górę. A my jesteśmy w sytuacji, kiedy nawet jeśli nie będzie pogorszenia w strefie euro, to sam fakt silnego osłabienia wzrostu może wywołać wspomniane wyżej efekty wtórne, a wtedy wzrost gospodarczy może spaść do zera albo być nawet ujemny.
Poza tym cały czas musimy się liczyć z tym, że sytuacja w strefie euro się pogorszy. Nie widzę z kolei ryzyka w drugą stronę. Nie wiem, skąd się biorą opowieści o tym, że nagle wzrost gospodarczy przyspieszy i będziemy mieli presję inflacyjną w połowie przyszłego roku. Nawet jeżelibyśmy w przyszłym roku przyspieszyli do 3 proc., to w dalszym stopniu nie jest to wzrost, który stwarza jakąkolwiek presję na ceny. Teraz decyzje związane ze stopami procentowymi mają za zadanie tylko osłabić tempo spowolnienia. O przyspieszeniu nie ma mowy. Nawet gdybyśmy obniżyli stopy do zera.