Z obniżkami już jesteśmy spóźnieni

Nie opłaca się w imię szybkiego powrotu inflacji do celu narażać gospodarki na recesję - mówi Andrzej Bratkowski, członek Rady Polityki Pieniężnej

Publikacja: 23.07.2012 17:50

Z obniżkami już jesteśmy spóźnieni

Foto: Fotorzepa, Małgorzata Pstrągowska Mał Małgorzata Pstrągowska

Rz: Rynki znów boją się zaognienia kryzysu w strefie euro. Efekt to m.in. osłabienie złotego. Jaki jest pański scenariusz wydarzeń na rynku walutowym?

Teraz wszystko jest możliwe. Możemy w ciągu pół roku zejść do 3,8 zł za euro, ale też wrócić do poziomów 4,3–4,4 zł za euro, jeśli nasili się kolejna runda problemów w Europie. Dobrze, że na razie nie mamy do czynienia z szybkim umacnianiem się złotego, gdyż groziłoby to silnymi wahaniami inflacji. Najpierw byśmy się cieszyli, że spada, potem się martwili, gdy kurs z powrotem wywindowałby ceny. Lepiej do tzw. kursu równowagi, który jest gdzieś w okolicach 4 zł za euro, dochodzić stopniowo, tak aby gospodarka mogła się do tego dostosować.

Jak z perspektywy dwóch miesięcy i kolejnych danych wskazujących na słabnięcie koniunktury ocenia pan majową podwyżkę stóp procentowych?

Patrząc na dane, które napłynęły po tej decyzji, uważam, że ta podwyżka nie była potrzebna. Nie miała żadnego wpływu na inflację w czerwcu ani na to, co będzie działo się z cenami w tym i kolejnym miesiącu. Decyzję Rady można uzasadnić obawami o kształtowanie się inflacji w ciągu najbliższych kilku kwartałów. Ja takiego zagrożenia nie widzę i uważam, że inflacja będzie się obniżać.

Niedługo miną jednak dwa lata, odkąd inflacja nie była w celu RPP.

Gdyby to zależało wyłącznie od czynników krajowych, to inflacja powinna się obniżyć w okolice bliskie celu (2,5 proc. – red.) w pierwszym kwartale przyszłego roku. Jeśli czynniki zewnętrzne, czyli ceny żywności i surowców na rynkach światowych, a także kurs złotego, który jest pod wpływem tendencji globalnych, działałyby na naszą korzyść, to już w czwartym kwartale tego roku inflacja byłaby u celu.

Złoży pan wniosek o obniżkę stóp już we wrześniu?

Jeżeli negatywne tendencje w gospodarce, które obserwujemy od marca, się utrzymają, to nie widzę powodu, żebym nie miał złożyć takiego wniosku. Chyba że do września pojawią się dane i cudownym zbiegiem okoliczności okaże się, że jest lepiej, niż mi się wydawało.

Obniżka stóp procentowych, kiedy do niej dojdzie, będzie ruchem „prewencyjnym" czy raczej rozpocznie cykl łagodzenia polityki pieniężnej?

W bardzo optymistycznym scenariuszu, zakładającym poprawę sytuacji gospodarczej w strefie euro, na początku przyszłego roku będzie już za późno na obniżki. Mleko się wylało, wzrost gospodarczy i tak spowolnił, ale ze względu na poprawę otoczenia za kwartał lub dwa wzrost i tak by przyspieszył. Dlatego obniżać stopy procentowe trzeba teraz, a nie czekać do początku przyszłego roku. Jeżeli natomiast się okaże, że problemy zewnętrzne są trwałe, to raczej będzie to cykl, bo jedna obniżka o 25 pkt bazowych nic nie zmienia. Nie twierdzę, że to musi być powrót do poziomów najniższych, choć te historycznie najniższe poziomy też nie są tematem tabu. Na razie nie jest to niezbędne, ale musimy zacząć działać szybko. Moim zdaniem z obniżkami już jesteśmy spóźnieni.

Czy teraz Rada zacznie dbać bardziej o wzrost gospodarki niż o inflację?

To nie jest kwestia wyboru między wzrostem a niską inflacją. Trwały wzrost gospodarczy wymaga utrzymywania niskiej inflacji, choć niekoniecznie zawsze bardzo blisko 2,5 proc. Z drugiej strony wzrost gospodarczy na poziomie odpowiadającym wzrostowi potencjalnemu nie stwarza presji inflacyjnej. Zasadniczo te dwa cele daje się pogodzić. Problem się pojawia, gdy wzrost inflacji spowodowany jest czynnikami zewnętrznymi. Powstaje wtedy pytanie, czy polityka pieniężna powinna dążyć do obniżenia wzrostu poniżej tempa potencjalnego, by zrównoważyć w ten sposób zewnętrzną presję inflacyjną, czy raczej zaakceptować przejściowo wyższą inflację. Dla mnie odpowiedź na to pytanie brzmi: to zależy od tego, co będzie miało bardziej negatywny wpływ na wzrost gospodarczy w długim okresie: przejściowe odchylenie inflacji od celu czy przejściowe obniżenie się tempa wzrostu poniżej poziomu potencjalnego. Na ogół opłaca się zaakceptować nieco niższy wzrost, by utrzymać niską inflację, ale na pewno nie opłaca się w imię szybkiego powrotu inflacji do celu narażać gospodarki na recesję. Obecnie, ze względu na sytuację międzynarodową, spadek wzrostu poniżej 2 proc. może podważyć wiarę inwestorów w stabilność polskiej gospodarki. Przywrócenie zaufania wymagałoby wzmożonej konsolidacji fiskalnej, która z kolei może spowodować recesję w Polsce.

Czyli jednak to wzrost jest teraz najważniejszy?

Nie chcę bronić wzrostu gospodarczego w krótkim okresie. Martwię się o wzrost w perspektywie dziesięciu lat. Jeżeli dzisiaj zafundujemy sobie recesję tylko po to, żeby inflacja trzy miesiące wcześniej wróciła do celu, to straty będą duże i szybko ich nie odrobimy. W tej chwili ryzyko jest po stronie prowadzenia zbyt restrykcyjnej polityki pieniężnej. Dlatego uważam, że powinniśmy stopy procentowe obniżać.

Rada wciąż jest podzielona, jeśli chodzi o dalsze ruchy. Czy spowolnienie gospodarki do 2 proc. to pewna bariera psychologiczna dla jastrzębi?

Możemy wyłącznie opierać się na prognozach, więc przekonania członków Rady dotyczą oceny perspektyw gospodarki i jaki to będzie miało wpływ na inflację. Uważa się, że nasz potencjalny wzrost to ok. 3 proc. Nie chcę się wypowiadać za innych członków Rady. Dla mnie obniżenie wzrostu o jedną trzecią to już poważne spowolnienie. Jeden kwartał czy dwa wzrostu gospodarczego na poziomie 1,5–2 proc. to nie tragedia. Pod warunkiem, że sytuacja zewnętrzna jest stabilna i potem wszystko pójdzie w górę. A my jesteśmy w sytuacji, kiedy nawet jeśli nie będzie pogorszenia w strefie euro, to sam fakt silnego osłabienia wzrostu może wywołać wspomniane wyżej efekty wtórne, a wtedy wzrost gospodarczy może spaść do zera albo być nawet ujemny.

Poza tym cały czas musimy się liczyć z tym, że sytuacja w strefie euro się pogorszy. Nie widzę z kolei ryzyka w drugą stronę. Nie wiem, skąd się biorą opowieści o tym, że nagle wzrost gospodarczy przyspieszy i będziemy mieli presję inflacyjną w połowie przyszłego roku. Nawet jeżelibyśmy w przyszłym roku przyspieszyli do 3 proc., to w dalszym stopniu nie jest to wzrost, który stwarza jakąkolwiek presję na ceny. Teraz decyzje związane ze stopami procentowymi mają za zadanie tylko osłabić tempo spowolnienia. O przyspieszeniu nie ma mowy. Nawet gdybyśmy obniżyli stopy do zera.

Może samo wyznaczanie celu inflacyjnego powinno się opierać na innych kryteriach? Dziś cel RPP?to 2,5 proc. z możliwym odchyleniem od 1,5 do 3,5 proc.

Nie zastanawiamy się nad tym. Zwłaszcza w sytuacji podwyższonej inflacji takie zmiany mogłyby być odebrane jako próba uniknięcia odpowiedzialności. Ja mam tylko pewne wątpliwości, czy powinniśmy deklarować, że chcemy utrzymywać inflację jak najbliżej środka celu. Czy nie powinniśmy wrócić do koncepcji, że zadowala nas inflacja wewnątrz korytarza. Punktowy cel to czcza obietnica. Precyzyjne dostrajanie stóp procentowych, zwłaszcza w czasach niestabilności zewnętrznej, nie jest możliwe. Jeśli nawet zejdziemy do celu, to inflacja prawdopodobnie przez jakiś czas spadnie poniżej niego. Nie miałbym nic przeciwko temu, by inflacja w Polsce przez dłuższy czas była niższa niż 2,5 proc.

CV

Andrzej Bratkowski – od 2010 r. członek Rady Polityki Pieniężnej. Wcześniej był m.in. wiceprezesem NBP i głównym ekonomistą banku Pekao. Absolwent Wydziału Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego (tam obronił pracę doktorską). W 1991 r. został doradcą wicepremiera Leszka Balcerowicza, w latach 1992–1993 był ekspertem zespołu negocjacyjnego ds. redukcji zadłużenia wobec Klubu Londyńskiego.

Rz: Rynki znów boją się zaognienia kryzysu w strefie euro. Efekt to m.in. osłabienie złotego. Jaki jest pański scenariusz wydarzeń na rynku walutowym?

Teraz wszystko jest możliwe. Możemy w ciągu pół roku zejść do 3,8 zł za euro, ale też wrócić do poziomów 4,3–4,4 zł za euro, jeśli nasili się kolejna runda problemów w Europie. Dobrze, że na razie nie mamy do czynienia z szybkim umacnianiem się złotego, gdyż groziłoby to silnymi wahaniami inflacji. Najpierw byśmy się cieszyli, że spada, potem się martwili, gdy kurs z powrotem wywindowałby ceny. Lepiej do tzw. kursu równowagi, który jest gdzieś w okolicach 4 zł za euro, dochodzić stopniowo, tak aby gospodarka mogła się do tego dostosować.

Pozostało 90% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację