Dotąd Polska chętnie przyjmowała zagraniczne technologie, a wykształcona siła robocza bez kłopotu wdrażała je w firmach. Związki z gospodarką niemiecką były nobilitujące, bo mówiło się, że wymuszają doskonałą jakość, ale okazały się wyłącznie „małżeństwem ze zdrowego rozsądku". Innowacje były w Niemczech.

Teraz Bank Światowy ostrzega: nie będzie rozwoju bez własnych innowacji. Choć Bank wyspecjalizował się w walce z korupcją i wycofał się nawet z programów pomocowych w kilku krajach, gdzie władze nie były w stanie uczciwie wydać jego pieniędzy, eksperci instytucji ostrzegają: nie może być tak, że wszyscy boją się wszystkich. Nad Polską Agencją Rozwoju Przedsiębiorczości rozdzielającą pieniądze na innowacje czuwa Najwyższa Izba Kontroli i bardzo trudno jest przyznać pieniądze malutkiej firmie, która ma szanse zaistnieć na innowacyjnym rynku. Lepiej zasilić firmę dużą i sprawdzoną, bo NIK nie będzie miała wątpliwości. A że pieniądze trafią tam, gdzie są mniej potrzebne i zostaną wydane mniej efektywnie, to już mało ważne.

Polscy innowatorzy muszą przygotować się na trudną drogę, która już sprawdziła się w krajach bałtyckich, ale przede wszystkim w USA. Nie bać się ryzyka, szukać pieniędzy na własną rękę, przygotować się na porażki, ba, nawet bankructwo – w Dolinie Krzemowej jest to na porządku dziennym i nikt nie załamuje rąk, bo następnego dnia można zarejestrować nową firmę. Brzmi to jak bajka o żelaznym wilku. Ale jeśli polskie firmy się nie zdecydują na skok innowacyjny, o porządnym wzroście możemy zapomnieć.