Rzecz jasna, dziedziczenie tych pieniędzy (w OFE) czy praw do nich (w ZUS) ma głęboki sens. Powinno być jednak realizowane wyłącznie poprzez podnoszenie przyszłych (lub obecnych) świadczeń emerytalnych spadkobierców. Zwłaszcza potrzebne jest to w tradycyjnym małżeństwie, gdzie kobieta więcej pracuje w domu kosztem pensji – a tym samym późniejszej emerytury. W takim związku śmierć osoby zarabiającej lepiej nie powinna oznaczać finansowej degradacji osoby, która zamiast robić karierę, wychowywała dzieci. Dlatego wdowa powinna mieć pełne prawo do tego, by spożytkować składkę małżonka odłożoną w ZUS czy OFE na podwyższenie swoich świadczeń.

Skąd się wziął dzisiejszy absurd? Przed laty politycy obiecali Polakom, że spadkobiercy klientów OFE dostaną wypłatę gotówki. W ten sposób chcieli zachęcić ich do korzystania z usług tych instytucji. Gdy przed dwoma laty część składek z OFE przeniesiono do ZUS, rozciągnięto ten przywilej także na część pieniędzy w tej ostatniej instytucji (tzw. subkonta) – byle tylko Polacy spokojnie przełknęli gorzką pigułkę, jaką było osłabienie OFE. Od początku nie miało to jednak ekonomicznego sensu.

Prowadzona od dwóch lat grabież systemu emerytalnego doprowadziła do kilku absurdów. Dość zauważyć, że mamy przedziwną sytuację, gdy rząd przekonuje nas, iż pieniądze w OFE – i tym bardziej w ZUS – nie należą do nas, a jednocześnie pozwala nam je dziedziczyć. Oczywiście pod warunkiem, że umrzemy przed osiągnięciem wieku emerytalnego.

Przed trzema laty z przyczyn propagandowych wprowadzono ekonomiczny nonsens. Dziś politycy muszą się z niego wycofać. To prawda, system emerytalny wymaga wielu zmian, ale nie mogą one polegać na jego grabieży dla bieżących potrzeb budżetu.