Wędka dla Polski B i C

Zamiast drogiej budowy tanich mieszkań przez rząd wprowadźmy dopłaty do czynszu dla przenoszących się za pracą tam, gdzie ona jest – proponuje główny ekonomista Business Centre Club.

Publikacja: 14.01.2014 07:00

Stanisław Gomułka

Stanisław Gomułka

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Red

Wysokie bezrobocie, systematycznie utrzymujące się w dużej części kraju, i równie systematycznie słabe finanse publiczne – te dwa obszary od lat powinny być w centrum zainteresowania polityki gospodarczej. Ale politycy rządzących partii zwykle unikają tych tematów. Wolą mówić o sukcesach, szczególnie tych planowanych. A politycy partii opozycyjnych unikają wysuwania propozycji naprawy, bo wolą obiecywać wzrost wydatków i niższe podatki. Koncentrują się na krytykowaniu tych, którzy aktualnie rządzą.

Rynek pracy w Polsce jest wyjątkowo silnie zróżnicowany. Czasem się mówi o Polsce A i B. Sam od lat wyróżniam trzy obszary. To Polska A ze stopą rejestrowanego bezrobocia poniżej 8 proc., społecznie akceptowalną i ekonomicznie sensowną. Polska B ze stopą 8–20 proc. oraz Polska C ze stopą powyżej 20 proc. Na podstawie danych GUS o liczbie bezrobotnych w końcu listopada 2013 r. można zidentyfikować, które powiaty należą do tych trzech obszarów.

Otóż w Polsce A znajdują się głównie duże miasta: Poznań (stopa bezrobocia 4,2 proc.), Warszawa (4,8 proc.), Sopot (4,8 proc.), Katowice (5,4 proc.), Wrocław (5,7 proc.), Kraków (6 proc.), Bielsko-Biała (6,2 proc.), Gdynia (6,3 proc.), Gdańsk (6,7 proc.), Tychy (6,9 proc.), Zielona Góra (7,6 proc.) oraz Gliwice (7,5 proc.). W Polsce C mamy w sumie 104 powiaty – mieszka tam aż 30 proc. wszystkich bezrobotnych zarejestrowanych w kraju. Szczególnie trudną sytuację mamy w 34 powiatach Polski C. Tam bezrobocie przekracza 25 proc., a mieszka tam co dziesiąty polski bezrobotny.

Milionowe bezrobocie ?ukryte na wsi

Drugim faktem jest duża rezerwa zatrudnienia w rolnictwie. Stanowi ona w rzeczy samej ukryte bezrobocie. Według GUS pracuje tam teraz 2,4 mln osób. W dodatku ta liczba wzrosła w ostatnich kilku latach o ok. 200 tys. Te osoby prawdopodobnie straciły pracę w mieście i wróciły do swoich małych gospodarstw. Gdyby nie te powroty, stopa bezrobocia w kraju byłaby wyższa o ok. 1,2 pkt proc. Na koniec listopada 2013 r. wynosiłaby więc nie 13,4 proc., ale 14,6 proc.

Nie mamy oficjalnego szacunku wielkości ukrytego bezrobocia w rolnictwie. Gdyby założyć, że wydajność pracy nie powinna być tam mniejsza niż połowa wydajności poza rolnictwem, to pracować powinno tam nie 2,4 mln, ale ok. 1 mln osób. Na tej bardzo szacunkowej podstawie przypuszczam, że rezerwa zatrudnienia w rolnictwie, czyli ukryte bezrobocie, wynosi tam 1–1,5 mln osób.

Faktyczne bezrobocie, w odróżnieniu od rejestrowanego, jest w całej Polsce wg GUS (tzw. stopa BAEL) o 3 pkt proc. niższe, czyli wynosi ok. 10 proc. To 3–4 pkt proc. więcej niż w Polsce A i w krajach takich, jak Niemcy, USA, Wielka Brytania czy Japonia. Zatem rezerwa zatrudnienia teraz to ok. 1 mln otwartego nadmiernego bezrobocia w Polsce B i C oraz ok. 1 mln ukrytego bezrobocia w rolnictwie.

Problem rozwiążą przeprowadzki

W najbliższych latach oczekujemy poprawy koniunktury gospodarczej, co automatycznie podniesie popyt na pracę. Ale w Polsce A stopa bezrobocia jest już niska. Widać wyraźnie, że potrzebne jest zmniejszenie barier ograniczających przepływ ludzi z Polski C i B do Polski A oraz zwiększenie popytu na pracę w Polsce C i B.

Jednym z kilku ważnych czynników ograniczających przepływ ludzi jest wysoki koszt wynajmu mieszkań w dużych miastach – w relacji do prawdopodobnego wynagrodzenia. Ta relacja jest niższa w Londynie niż w Warszawie czy Wrocławiu. To wypycha z Polski setki tysięcy aktywnych zawodowo. Rząd Donalda Tuska proponuje zaradzić temu problemowi przez budowę 20 tys. małych mieszkań czynszowych za 5 mld zł. Ta propozycja ma dwie zasadnicze wady: jest kosztowna dla finansów publicznych i dotyczy niewielkiej liczby osób.

Owszem, w naszym kraju tanich mieszkań czynszowych jest bardzo niewiele. Owszem, w Polsce A jest zapotrzebowanie na setki tysięcy pracowników z Polski B i C. Ale od budowy mieszkań jest sektor prywatny, a nie rząd.

Efekt dużo silniejszy można by uzyskać niższym kosztem, przejmując przez budżet państwa znaczącą część kosztu wynajmu mieszkania. Mówimy tu o lokalach małych – 20–50 mkw., budowanych na obrzeżach miast przy użyciu materiałów podstawowych. Wsparcie równe ok. 2000 zł rocznie na osobę byłoby wystarczające. W sumie pomoc 100 tys. pracowników kosztowałaby tylko 200 mln zł. 2000 zł wyłożone na każdą przenoszącą się osobę budżet państwa odzyskałby z podatków płaconych przez pracodawcę i pracownika.

Inwestycje szybciej wpisać ?w koszty

Drugi kierunek działań władz publicznych powinien zmierzać do promowania zatrudnienia na miejscu, w Polsce B i C. Sam, a także w imieniu BCC, zgłaszałem przez ostatnie kilka lat dwie propozycje. Jedna to zaliczanie inwestycji na terenach Polski C w koszty bieżące przedsiębiorstwa. To oznaczałoby automatyczne zmniejszenie podatku CIT, a więc zachęcałoby do tworzenia tam miejsc pracy.

Druga propozycja dotyczy zmiany formuły liczenia płacy minimalnej. Obecnie jest ona taka sama na terenie całego kraju. I o ile jest akceptowalna w Polsce A, o tyle w Polsce B dość wysoka (ale na ogół akceptowalna) i bardzo wysoka, wręcz nieakceptowalna, w Polsce C.

Proponuję wprowadzić zasadę, że płaca minimalna zależy od średniego wynagrodzenia w danym powiecie. Relacja między minimum a średnią powinna być ta sama w całym kraju. Oznaczałoby to zróżnicowanie poziomu płacy minimalnej między powiatami. Niektórzy proponują zróżnicowanie także według zawodów. Takie silne uelastycznienie zwiększyłoby popyt na pracę w Polsce C, a także w Polsce B. Oczywiście najlepiej byłoby nie wprowadzać dolnego ograniczenia poziomu płac. Ale jeśli tego nie można zrobić, to przynajmniej trzeba zabiegać o zmniejszenie jego kosztów.

Wyższe zatrudnienie przełoży się nie tylko na wyższe dochody budżetowe rodzin, ale także na wyższe dochody podatkowe i niższe transfery socjalne budżetu państwa. I przy okazji zmniejszy tzw. szarą strefę.

Wysokie bezrobocie, systematycznie utrzymujące się w dużej części kraju, i równie systematycznie słabe finanse publiczne – te dwa obszary od lat powinny być w centrum zainteresowania polityki gospodarczej. Ale politycy rządzących partii zwykle unikają tych tematów. Wolą mówić o sukcesach, szczególnie tych planowanych. A politycy partii opozycyjnych unikają wysuwania propozycji naprawy, bo wolą obiecywać wzrost wydatków i niższe podatki. Koncentrują się na krytykowaniu tych, którzy aktualnie rządzą.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Ropa, dolary i krew
Opinie Ekonomiczne
Bogusław Chrabota: Przesadzamy z OZE?
Opinie Ekonomiczne
Wysoka moralność polskich firm. Chciejstwo czy rzeczywistość?
Opinie Ekonomiczne
Handlowy wymiar suwerenności strategicznej Unii Europejskiej
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Czekanie na zmianę pogody