Aby skutecznie wpływać na regulacje unijne, firmy muszą widzieć swoją przyszłości za 5, 10 i 15 lat. Lobbing trzeba rozpocząć, zanim pojawi się projekt legislacyjny. Średni czas uchwalenia unijnego rozporządzenia to około półtora roku. Ważne akty wchodzą w życie najwcześniej ?po kilku miesiącach. Efekty czuć dużo później. Nasze firmy nie patrzą na swą działalność w tak długiej perspektywie i żal im pieniędzy na sprawę, której skutki odczuwać będą dopiero ?za kilka lat.

Nie doceniają też, jak wielką rolę w lobbingu odgrywają krajowe stowarzyszenia i izby. Podmioty te są niedofinansowane i zaniedbane. Skupiają się na znajomości branży i ludzi, a nie prawa, PR czy lobbingu. Izby, zamiast być sprawnymi organizacjami lobbingowymi, są często przechowalniami krewnych i znajomych, których zrozumienie sytuacji w Brukseli jest zerowe. Nasze firmy i izby często nie rozumieją też brutalnej walki, jaka toczy się o promowanie własnych interesów w Brukseli. Padają ofiarą iluzji, że członkostwo w stowarzyszeniu europejskim wystarczy. Najważniejsze dla firmy to przekonać do swych racji brukselskie stowarzyszenie. Rzeczywistość jest jednak bezlitosna: stowarzyszenia promują interes swych najbardziej wpływowych członków. Nauczyły się sprytnie oddzielać formalny zarząd od faktycznego wpływu: stanowiska we władzach rzadko przenoszą się na faktyczną władzę.

Polskie firmy cierpią na dramatyczny brak kadr. Regulacje przemysłowe w krajach UE wynikają dziś z prawa europejskiego. Osoby zajmujące się nawet pobieżnie regulacjami muszą mieć dobre rozeznanie w sprawach europejskich. Niestety, u nas ciągle wiedza o funkcjonowaniu UE, jej instytucjach i prawie jest mała. Większość firm nie posiada prawdziwych działów regulacyjnych. Nikt na bieżąco nie monitoruje istotnych spraw, które dzieją się w Brukseli. Często unijne tematy są przypisywane w firmach stosownie do specjalizacji merytorycznej lub wolnego czasu, a nie wiedzy o UE. Tymczasem lobbing wymaga aktywnej, mozolnej i konsekwentnej pracy dzień w dzień.

Korytarze instytucji unijnych pełne są młodych, entuzjastycznie nastawionych ludzi, otwartych na rzeczową i merytoryczną dyskusję. Wielu z nich – polscy europarlamentarzyści, ich asystenci, przedstawiciele ministerstw czy Stałego Przedstawicielstwa RP w Brukseli i Polacy pracujący w Komisji Europejskiej – bardzo chcą działać dla Polski. Przez sześć lat w Brukseli nie napotkałem niechęci czy braku zainteresowania. Winę za beznadziejny stan reprezentowania interesów naszego przemysłu w Brukseli ponoszą nie rząd, nie europosłowie, ale sam polski przemysł. Polityką brukselską się nie interesuje, w wielu sprawach nie wie, czego chce, nie ma kadr, nie chce wydawać na lobbing pieniędzy. I nadal uważa, że to kto inny powinien załatwiać jego sprawy.

Tomasz Włostowski partner zarządzający brukselskiej kancelarii Eutradedefence