Reklama

Czeka nas dalsze zaciskanie pasa

Z punktu widzenia ściągalności podatków najlepsza byłaby jedna stawka VAT. Ale to szeroki problem polityczny, bo zmiany spowodowałyby redystrybucję obciążeń – mówi Ludwik Kotecki, główny ekonomista Ministerstwa Finansów.

Aktualizacja: 05.01.2015 06:53 Publikacja: 05.01.2015 03:25

Czeka nas dalsze zaciskanie pasa

Foto: Fotorzepa/ Rafał Guz

W jakim tempie gospodarka będzie się rozwijać w 2015 r.?

Wzrost PKB w 2014 r. mógł być nieco wyższy, niż przewidywaliśmy, czyli wynosić nie 3,3 proc., ale 3,4 proc. lub nawet nieco więcej. Z kolei na 2015 r. podtrzymujemy nasze prognozy z projektu budżetu, czyli 3,4-proc. wzrostu PKB. Choć trzeba podkreślić, że od momentu, gdy je przedstawiliśmy, czyli od września, zmienił się (niestety na gorsze) bilans ryzyk dla tej prognozy, co wynika z możliwej gorszej sytuacji zewnętrznej.

Chodzi o widmo recesji w strefie euro?

Tak. Wyniki III kw. pokazały, że wróciło ryzyko trzeciego już znacznego spowolnienia czy nawet recesji. Pojawia się wiele pytań: czy strefa euro uchroni się przed tym scenariuszem, czy działania EBC w ramach niekonwencjonalnej polityki pieniężnej będą skuteczne, jak będzie działała unia bankowa, czy uda się w miarę szybko i przede wszystkim efektywnie zrealizować tzw. plan Junckera (fundusz inwestycyjny Europy). To bardzo ważne, ponieważ chcąc uciec od zagrożenia pełzającej stagnacji w strefie euro, w warunkach bardzo niskich cen i stóp procentowych, należy wspierać wydatki, szczególnie inwestycyjne.

Drugie ryzyko to sytuacja na Wschodzie?

Reklama
Reklama

Myślę, że z tym sobie jakoś poradzimy. Po pierwsze, sprzedaż na Wschód to 6 proc. naszego eksportu, nawet więc całkowite jej załamanie nie stanowi ogromnego zagrożenia. Tym bardziej że polscy eksporterzy potrafili w dużej części „zoffsetować", czyli zrekompensować sobie spadek sprzedaży na Ukrainę czy nawet do Rosji, czego dowodem jest rosnący eksport ogółem. Wymieniłbym trzecie ryzyko, z którego ogromnego znaczenia nie zdawałem sobie dotychczas w pełni sprawy, a co uzmysłowili mi inwestorzy amerykańscy, z którymi ostatnio się spotykałem. Inwestują oni ogromne pieniądze w instrumenty oparte na stopach procentowych i dla nich najważniejsze ryzyko to Rada Polityki Pieniężnej.

Naprawdę? Stopy procentowe mamy w Polsce za wysokie czy za niskie?

Nie chodzi o to, że polityka pieniężna jest za luźna czy zbyt restrykcyjna. Im chodzi o to, że decyzje RPP stały się kompletnie nieprzewidywalne. Inwestorzy potrafią wycenić ryzyko zmiany stóp czy związane z tym ryzyko kursu walutowego. Ale muszą wiedzieć, w którą stronę idzie polityka pieniężna. Ich zdaniem nasza Rada nie jest w stanie efektywnie komunikować się z rynkiem, co miesiąc wysyła niejasne sygnały, do tego zaprzeczające poprzednim.

Może sytuacja jest tak dynamiczna, że podejście Rady się zmienia co chwilę?

To byłoby jakieś wytłumaczenie. Innym byłaby świadoma polityka zaskakiwania rynku. Ale wynika to raczej z wewnętrznego podziału co do pożądanego kierunku polityki pieniężnej. Komunikaty Rady nie wyjaśniają podejmowanych decyzji, a amerykański inwestor nie jest w stanie ich zrozumieć i przełożyć na strategię inwestycyjną. Wiemy wszyscy, że komunikacja Rady z rynkiem jest zła, ale naprawdę nie przypuszczałem, że jest to aż tak ważne i widoczne za granicą.

Czy, pana zdaniem, jest jeszcze przestrzeń do obniżki stóp?

Reklama
Reklama

Nie chcę recenzować decyzji Rady, powiem tylko, że deflacja i ryzyko recesji w strefie euro może być przesłanką do odważniejszej polityki pieniężnej.

Andrzej Rzońca, członek RPP, uważa, że deflacja płynie do nas z zagranicy, podobnie jak zagrożenia dla PKB, i obniżka stóp w Polsce tu nic nie pomoże.

Ale czy zaszkodzi? Mamy deflację, daleko nam do boomu kredytowego. Gdyby obniżka stóp przełożyła się na wyższą konsumpcję i inwestycje, to skorzystałaby tylko gospodarka i członkowie RPP, bo być może inflacja zbliży się do ich własnego celu.

Jakie są pana przewidywania dla deficytu finansów publicznych w 2015 r? Komisja Europejska uważa, że będzie to ok. 3 proc. PKB.

W tym roku powinno to być ok. 3,3 proc. PKB, czyli znacznie poniżej prognozowanych i rekomendowanych przez KE 3,9 proc. A to daje dobry punkt startowy, by zejść spokojnie poniżej 3 proc. w przyszłym roku, co szacuje Komisja, a naszym zdaniem może to być nawet 2,5 proc.

Czy w takiej sytuacji jest możliwość wcześniejszego niż od 2017 r. obniżenia stawek VAT?

Reklama
Reklama

Taka decyzja dotychczas nie zapadła. Trzeba jednak zaznaczyć, że konsolidacja finansów publicznych nie kończy się wraz z redukcją deficytu do 3 proc. Po kryzysie z 2008 r. okazało się, że 3 proc. deficytu to wciąż za dużo, trzeba być bezpieczniejszym. Dla Polski taki bezpieczny poziom deficytu, wyrażony jako średniookresowy cel budżetowy, wynosi minus 1 proc. PKB. Powinniśmy zatem, szczególnie w warunkach wyższego wzrostu gospodarczego, redukować deficyt o ok. 0,5 pkt proc. rocznie, czyli od 2,5 proc. w 2015 r. mamy jeszcze około trzech lat. Znacząca redukcja i tak niskich generalnie podatków nie pomogłaby. Pamiętajmy, że efektywna stawka VAT dla większości gospodarstw domowych nie przekracza 12 proc.

Czyli czeka nas dalsze zaciskanie pasa. Jak?

To już nie będzie takie zaciskanie pasa z jakim mieliśmy do czynienia w przeszłości – zresztą nawet wtedy w porównaniu z innymi krajami UE relatywnie mało bolesnym, biorąc w dodatku pod uwagę wydatki unijne. Dla przypomnienia w pokryzysowym 2010 r. deficyt wynosił 7,8 proc, a dziś mówimy o wielkości 2-3 proc. Po drugie mamy regułę wydatkową. Jest ona tak skonstruowana, by działać antycyklicznie, to znaczy, by wydatki państwa nie rosły nadmiernie w dobrych czasach, za to w złych czasach wspomagały gospodarkę. O ile reguła dla całego sektora finansów publicznych przewiduje lekki wzrost wydatków, o tyle dla poszczególnych podmiotów czy kategorii wydatków oznaczać może konieczność ich ograniczenia.

Co to znaczy w praktyce? Dotychczas przekaz był jasny, albo zwiększamy taki czy inny podatek, albo tniemy takie czy inne wydatki.

Konkretne propozycje powinni przedstawić szefowie poszczególnych resortów i podlegających im jednostek. Powinni bardziej aktywnie przeglądać swoje wydatki i zmniejszać te mniej efektywne. To oni muszą przede wszystkim być zainteresowani jak wspólnie dojść do poziomu zdefiniowanego przez regułę. Jej stosowanie opłaca się szczególnie w średnim i długim okresie bo zabezpiecza przed koniecznością dużych cięć w tzw. złych czasach. Resort finansów powinien koordynować jedynie takie prace. O priorytetach wydatkowych może jednak decydować jedynie rada ministrów.

Reklama
Reklama

Jaka jest szansa na odmrożenie od 2016 r. kwoty wolnej od podatku? I płace w budżetówce?

Jest to możliwe jeśli będzie taka wola polityczna – tak jak powiedziałem od priorytetów jest cała rada ministrów. Ale trzeba pamiętać, że jeśli zmienimy np. kwotę wolną, przez co obniżą się dochody samorządów i budżetu, to o taką kwotę - zgodnie z regułą, należy obniżyć proporcjonalnie wydatki. Wzrost wydatków natomiast np. na płace powinien być zrekompensowany oszczędnościami gdzie indziej.

Wracają jeszcze do VAT, Komisja Europejska zarzuca nam, że zbyt szeroko stosujemy obniżoną stawkę VAT. Coś będziemy w tej kwestii zmieniać?

Minister finansów już sygnalizował, że trzeba tu poszukać kompromisu. Z punktu widzenia Komisji i z punktu widzenia ściągalności podatków najlepsza byłaby jedna stawka. Uprościłaby działalność gospodarczą, wyeliminowała lub zredukowałaby możliwość dokonywania niektórych oszustw na wysokości i różnicach stawek podobnych produktów. Ale to szeroki problem polityczny, bo jedna stawka gdzieś pośrodku obecnych stawek, np. 16 czy 17 proc., powodowałaby pewną redystrybucję obciążeń podatkowych, w których wydatki na nieprzetworzoną żywność są wyższe od przeciętnej. Można ten problem rozwiązać poprzez działania osłonowe czy dalsze obniżenie podatków dochodowych.

Resort finansów ma już projekt?

Reklama
Reklama

Takich poważnych reform nie przeprowadza się na szybko, szczególnie w roku wyborczym, który dodatkowo skraca prace parlamentu. Tak jak mówiłem, to musiałby być raczej spory pakiet zmian, który miałby szanse zyskać polityczne poparcie w parlamencie.

CV

Ludwik Kotecki (43 lata) jest głównym ekonomistą Ministerstwa Finansów od lutego 2012 r. Wcześniej (od lipca 2008 r.) pełnił funkcję wiceministra w gabinecie Jacka Rostowskiego. Związany z resortem finansów prawie od początku kariery, pracę zaczął tam w 1996 r. Ukończył Szkołę Główną Handlową w Warszawie.

Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Sukces hejtu na euro. Rośnie ryzyko polexitu
Opinie Ekonomiczne
Bartłomiej Sawicki: Energetyczne słowo roku? Bilansowanie
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Zmęczeni świętowaniem?
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Postanowienia noworoczne. Ściąga dla premiera Tuska
Materiał Promocyjny
Polska jest dla nas strategicznym rynkiem
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Wojtyna: Rada Fiskalna – trzeba nadrobić stracony czas
Materiał Promocyjny
Bankowe konsorcjum z Bankiem Pekao doda gazu polskiej energetyce
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama