Słowo „pewnej" jest tu jednak na miejscu. Zdaniem McKinseya w siedmiu krajach, jeżeli wziąć pod uwagę poziom długów gospodarstw domowych, tempo ich wzrostu i koszt obsługi, sytuacja może być nie do utrzymania: w Holandii, Korei, Kanadzie, Szwecji, Australii, Malezji i Tajlandii. W Polsce relacja długu gospodarstw domowych do dochodów jest jak na kraj rozwijający się dość wysoka, wynosi 59 procent i wzrosła od 2007 roku o 23 punkty. Jednak to mniej niż 64 procent w Czechach, czy budzące niepokój analityków 146 procent w Malezji i 121 procent w Tajlandii. Słowem sytuacja, wbrew histerii wokół frankowiczów, nie jest zła.
Ciekawe jak długo. Właśnie przeczytałem na blogu Macieja Samcika, uznanego eksperta do finansów osobistych, jego nowy wpis o niejakim panie Janie, który dzięki sprytnym negocjacjom i skutecznemu blefowi uzyskał właśnie rekordowo niską marżę kredytu hipotecznego. Samcik chwali pana Jana za „wzorowy przykład tego, jak powinien wyglądać tok myślenia klienta walczącego o jak najlepszy kredyt hipoteczny". Nie będę jednak opisywał szczegółów, bo w tym wpisie zafrapowało mnie coś zupełnie innego. Mianowice ów pan Jan ma 25 lat, zarabia 6 tysięcy netto, spodziewa się podwyżki, a kredyt wziął na 30 lat. No po prostu dziecko szczęścia. Być może pan Jan to zwycięzca konkursu Microsoftu albo Intela na programistę i jest już, dzięki swoim umiejętnościom, finansowo nieśmiertelny do końca życia. Kapelusz z głowy. Ale muszę przyznać, że ustawienie się tuż po studiach w roli niewolnika spłaty kredytu, która to spłata zakończy się parę lat przed emeryturą, wymaga specyficznego podejścia do życia.
Sądzę też, że jest paru innych młodych ludzi w Polsce, którzy w kwiecie wieku lat 25 są też ustawieni znakomicie, tyle, że za kilka lat ich firma padnie, albo szefowie uznają, że w ramach redukcji powinni zwolnić tych młodych, najlepiej zarabiających, bo dużo kosztują, a wcale nie są tacy nadzwyczajni. A równocześnie okaże się, że Polskę właśnie dopadła recesja, płace staną w miejscu, a stopy procentowe podskoczą do normalnego poziomu.
Zastanawia mnie też radość blogera. Z jednej strony rozumiem zadowolenie profesjonalisty, że jeden z jego czytelników okazał się tak pojętnym uczniem. Z drugiej – mam wrażenie, że takie radosne podejście prowadzi wprost do tego, od czego zacząłem - do nieodrobionej lekcji. Redukuje podjęcie zobowiązania na całe życie do doraźnej rozgrywki w monopoly.
Ale być może to pan Jan ma rację. W końcu jakoś te długi na świecie będą musiały być umorzone lub zredukowane, bo nikt nie wierzy chyba, że zostaną spłacone. Z tego punktu widzenia kwestia kredytów we frankach i pomocy dla t.zw frankowiczów to precedensowe studium przypadku.