A czemu dla tych właśnie? Jedna z głównych przyczyn to arytmetyka: tam mieszka sporo wyborców, a niektórzy z nich wielokrotnie już pokazali, że umieją się gromko i dla władzy dotkliwie upomnieć o swoje.
Władza zabiega o głosy przed wyborami i nic w tym dziwnego. Stosuje jednak metody zupełnie różne od używanych w Unii. Stamtąd od lat Polska – ale nie tylko ona – dostaje grube miliardy euro, na tzw, politykę spójności. Prościej mówiąc – na doganianie regionów bogatszych przez biedniejsze. Filozofia Unii jest taka: jeśli różnice się zmniejszą będzie to z korzyścią dla wszystkich. O korzyściach dla nadganiających przekonywać nie trzeba. A korzyści dla bogatszych? Ot choćby taka: wzbogacony biedny kuzyn przestanie z czasem wyciągać tak ochoczo rękę po wsparcie.
Władza in spe, czyli PiS, zapowiada z kolei nowe podatki, np. od banków i wielkich firm handlowych. Co to oznacza dla samorządów? Jeśli spadną zyski tych branż, spadną też wpływy fiskusa, z których część trafia właśnie do gmin.
I trzeci element tych rozważań: możni będą płacić mniej na najbiedniejszych, bo na pewno ulegną zmianie w takim właśnie kierunku reguły janosikowego.
Najlepiej by było, gdyby samorządy były traktowane równo. Jeśli już muszą być jakieś preferencje, wypadałoby zadbać o najsłabszych. Ale jest, jak jest: kto mocny, kto krzyczy, kto silny przy urnach wyrywa coraz więcej bez względu na to kto rządzi.