To smutna wiadomość, bo oznacza, że ponad 4 miliony Polaków zarabia (przynajmniej oficjalnie) poniżej minimum socjalnego. Jeśli natomiast nawet zarabia więcej, to stara się to ukryć przed państwem. Co dla rządzących powinno być równie niepokojącą informacją.
Dla podatników tak duża kwota wolna od podatku to tylko pozorne szczęście. Bo to, czego nie zapłacą fiskusowi, nie wróci też do nich w postaci wsparcia edukacji, bezpieczeństwa czy służby zdrowia. Nie łudźmy się, bowiem przy budżetowym deficycie, żeby komuś ulżyć, trzeba albo komuś innemu zabrać, albo zmniejszyć wydatki. Tym bardziej że koszt takiej decyzji to około 20 mld zł.
Skąd więc pomysł, aby tak drastycznie, bo ponad 2,5 razy, podnieść kwotę wolną od podatku? Prezydent Andrzej Duda chciałby pomóc najuboższym. Tyle że proponowane przez niego rozwiązanie zakłada, że 900 zł rocznie więcej zostanie w kieszeni każdego podatnika. Bez względu na to, czy zarabia on 2000 zł czy 10 000 zł miesięcznie brutto.
Jeśli już politycy chcą podwyższyć kwotę wolną, dużo lepszym rozwiązaniem z punktu widzenia zarówno społecznej wrażliwości prezydenta, jak i budżetu państwa, byłoby wprowadzenie regresywnej kwoty wolnej od podatku. Tak żeby najubożsi faktycznie mogli sobie odliczyć więcej, a zamożniejsi mniej. Dla zarabiających poniżej minimalnego wynagrodzenia brutto byłby to bardziej znaczący zastrzyk finansowy.
Teoretycznie działałoby to jako rodzaj zasiłku od państwa. O tyle jednak skuteczniejszego, że niezniechęcającego do podjęcia pracy.