Przykładem jest wykres obrazujący obniżającą się wysokość długoterminowych stóp procentowych w ostatnich dwóch dekadach. Jeszcze nie tak dawno ekonomiści, zwłaszcza w bankach centralnych, sądzili, że widzą w nim swój sukces. Odczytywali obniżającą się wysokość długoterminowych stóp procentowych jako odzwierciedlenie zaufania tysięcy inwestorów, że banki centralne trwale ustabilizowały inflację i nie będzie już powodu do znaczącego podnoszenia stóp procentowych.
Po części rzeczywiście tak było. Dzisiaj jednak ten sam wykres budzi w ekonomistach strach. Teraz wiedzą, że obniżające się stopy procentowe już przed kryzysem mówiły także o tym, że w skali globalnej rośnie nadmiar oszczędności, który przez długi okres może nie zostać wchłonięty przez malejące inwestycje.
Jeśli tak dalej będzie, to kolejne kraje rozwinięte pójdą śladem Japonii i będą zwiększać inwestycje rządowe, by ożywić koniunkturę. Warto zatem przypomnieć czynnik, który sprawiał, że w Japonii inwestycje publiczne niekoniecznie przynosiły to, czego od nich oczekiwano.
A było tak, że gdy pojawiało się ryzyko, iż tkwiąca w stagnacji Japonia osunie się w głębszą recesję, domagano się powszechnie, by rząd ratował koniunkturę. I ten – idąc za głosem mediów i opinii publicznej – rzeczywiście zwiększał publiczne inwestycje. Gdy jednak przychodziła po pewnym czasie wywołana tym poprawa koniunktury, równie powszechna stawała się krytyka, że skoro sytuacja w gospodarce jest coraz lepsza, to rząd nie powinien szafować pieniędzmi podatników, wydając je na budowę kolei, którymi mało kto jeździ. W takiej sytuacji rząd ponownie wychodził naprzeciw życzeniom wyborców i wygaszał stopniowo inwestycje. Za każdym jednak razem koniunktura nie umacniała się jeszcze na tyle, by także firmy zaczęły więcej inwestować. Kończyło się więc na tym, że po krótkim anemicznym ożywieniu gospodarka Japonii wracała do stanu, w którym znów groziło jej osunięcie się recesję. Cykl ołowianego jo-jo zaczynał się od nowa.
Czy gdyby japońskiemu rządowi dano szansę i zdołał na dłużej podtrzymać wydatki na infrastrukturę, to w końcu przyszłoby wyraźne i trwałe ożywienie? Zapewne tak, ale skala zmiany mogłaby nie być duża. Długie lata spłacania kredytów i słabej koniunktury nauczyły Japończyków bać się przyszłości i pozostać ostrożnymi w zaciąganiu nowych kredytów. W Europie proces uczenia się tego dopiero się zaczyna. Historia gospodarcza mówi jednak, że niepewność przyszłości zawsze hamowała inwestycje, jeśli nie przełamywał tego optymizm, który rodziły na przykład przełomy technologiczne.