Na dodatek chciałby prowadzić politykę zagraniczną, w której bezpieczeństwo Polski jest mniej ważne niż interesy firm czy społeczności lokalnych.
Andrzej Malinowski, prezydent Pracodawców RP, poświęcił felieton mojemu komentarzowi dotyczącemu stosunków polsko-francuskich. Zaatakował mnie za to, że uważam, iż nie znajdziemy w Europie lepszego niż Francja sojusznika w zakresie bezpieczeństwa. Bo z tym sojuszem wiąże się kontrakt na śmigłowce dla polskiej armii, który Francuzi wygrali, a Andrzej Malinowski ma innego faworyta.
W komentarzu postulowałem dywersyfikację, ważną w gospodarce, zwłaszcza w sektorach związanych z bezpieczeństwem kraju. Andrzej Malinowski tego nie rozumie, choć dywersyfikacja powinna być bliska szefowi Pracodawców RP, jeśli kieruje się interesem państwa. Ale z jakichś powodów w odniesieniu do kontraktów zbrojeniowych nie jest. Gdybym chciał być tak złośliwy jak Andrzej Malinowski, to zadałbym pytanie, czy dywersyfikacja w tej sprawie zagraża jego interesom.
Decyzję o zakupie śmigłowców we Francji podjął rząd, który kończy pracę. Nie ma pewności, czy następny jej nie zmieni. Ja uważam, że nie powinien. Także dlatego, że umów się dotrzymuje niezależnie od zmian politycznych; ta zasada, jak naiwnie sądzę, powinna być bliska Pracodawcom RP.
Oferty na śmigłowce pochodziły od wielkich poważnych koncernów, francuski jest porównywalny z amerykańskim, nie było to starcie poloneza z mercedesem. Owszem, nie znam się na szczegółach technologicznych. Ale szczegóły kontraktu można dopracować, można też z Francuzami coś wynegocjować, nie tylko w sprawie helikopterów – nowe władze w Polsce mają wyjątkowo silny mandat, powinny z niego skorzystać.