Rz: Jak wam się udało przekonać rynek, że auto premium wcale nie musi być produkcji którejś z trzech niemieckich potęg?
Stało się tak, bo mamy dla Europy zupełnie odmienną strategię i specjalny produkt – nasze najmniejsze auto Q30. Nie zamierzaliśmy kopiować sukcesów któregokolwiek z konkurentów i powielać ich modeli. A klientom kupującym auta premium mogliśmy pokazać coś nowego wobec tego, co oferuje „niemiecka trójka". Nas też zaskoczył popyt na Q30 i Qx30. Wcześniejszy model Q50 pomógł budować wizerunek marki, ale na rynku mocno nas osadził właśnie Q30. Auto od początku do końca zaprojektowane i wyprodukowane na rynek europejski. Powstało w naszym centrum inżynieryjnym w Londynie i wyjeżdża z fabryki w Sunderland. To nie jest auto globalne, nie takie było nasze zamierzenie. Ale nagle okazało się, że jest na nie popyt także na innych rynkach, np. w USA. Zawsze przygotowujemy modele pod konkretne rynki – chiński, amerykański. Tam dajemy sobie radę bardzo dobrze. Więc teraz mamy jeden główny cel: umocnić się na rynku europejskim. A to jest możliwe jedynie wówczas, kiedy ma się dla tego rynku odpowiedni produkt.
Co to znaczy dokładnie: produkt na rynek europejski?
Tutaj najlepiej sprzedają się dziś auta z segmentu C. Czyli średniej wielkości. I jeśli chce się zaistnieć w Europie, trzeba zaoferować właśnie taki model – a my w przeszłości go nie mieliśmy. To segment bardzo zatłoczony, właśnie przez „niemiecką trójkę". Naszym atutem jest tu współpraca z Daimlerem, który buduje dla nas silniki i skrzynie biegów – bo zawsze dobrze jest tworzyć coś nowego ze sprawdzonym partnerem. Ale też musieliśmy coś dołożyć od siebie – bardzo innowacyjny wygląd auta. I to wszystko, co ma środku.
Ten innowacyjny wygląd to chyba zasługa szefa ds. projektów Alfonso Albaisa, który dołączył do was niespełna trzy lata temu?