Rz: Gospodarka strefy euro w I kwartale urosła o 0,6 proc. To jeden z dwóch najlepszych kwartałów od pięciu lat. Tymczasem EBC rozpoczął kolejny program stymulacyjny – skup obligacji spółek za wykreowane pieniądze – a niedługo przystąpi do jeszcze jednego. Strefa euro potrzebuje tych bodźców?
Fabio Balboni: Nie mam co do tego wątpliwości. Ubiegły rok gospodarka strefy euro też rozpoczęła od szybkiego wzrostu, a potem wyhamowała. Ten sam scenariusz zrealizuje się zapewne w tym roku. W drugiej połowie roku wzrost PKB spadnie zapewne do 0,3 proc. kwartalnie. Po pierwsze, na początku br. gospodarka Eurolandu odczuwała pozytywne skutki przeceny ropy naftowej z przełomu roku. Odbicie cen ropy, trwające od stycznia, stopniowo jednak zmniejsza siłę nabywczą płac i może w efekcie stłumić wzrost konsumpcji. Po drugie, ożywienie w inwestycjach, które było widać w I kw., prawdopodobnie okaże się przejściowym efektem m.in. łagodnej zimy, która sprzyjała budownictwu. Na dłuższą metę wzrost inwestycji w strefie euro jest mocno skorelowany ze wzrostem eksportu, a ten ostatni pozostaje niemrawy. Z perspektywy EBC kluczowe jest jednak to, że dynamika cen konsumpcyjnych w strefie euro pozostaje daleka od jego celu inflacyjnego (nieco poniżej 2 proc. – red.). Pomimo wspomnianego odbicia cen ropy EBC nie zrewidował w górę swoich prognoz inflacji na lata 2017 i 2018. To jakby sam przyznał, że podjęte dotąd działania nie są wystarczające, aby przywrócić inflację do celu.
A można sobie w ogóle wyobrazić działania, które byłyby wystarczające? Wydaje się, że w strefie euro – tak jak zresztą w Polsce – o dynamice cen decyduje dziś głównie sytuacja na globalnym rynku surowcowym, na którą banki centralne nie mają wpływu.
To prawda, że gospodarka strefy euro rozwija się dziś w tempie nieco przewyższającym jej potencjał, co oznacza, że luka popytowa (niedobór popytu względem potencjału wytwórczego – red.) się kurczy. Stopa bezrobocia też nie przekracza znacząco poziomu, który EBC uważa za neutralny dla gospodarki. To sugeruje, że brak presji cenowej faktycznie jest związany z czynnikami zewnętrznymi. Ale to nie do końca prawda. Duża nadwyżka strefy euro na rachunku obrotów bieżących, sięgająca 3 proc. PKB, pokazuje, że popyt wewnętrzny jest słaby. Kuleje szczególnie popyt inwestycyjny. Jego wartość w stosunku do PKB jest dziś o około 3 pkt proc. niższa niż przed kryzysem. EBC ma świadomość, że samą polityką pieniężną tego problemu nie rozwiąże. Dlatego apeluje do rządów, żeby też robiły więcej dla wsparcia wzrostu, np. zwiększając inwestycje publiczne. Z drugiej strony, EBC nie może przyznać wprost, że nie jest w stanie spełnić swojego celu inflacyjnego, bo to miałoby – na dłuższą metę – negatywny wpływ na inflację.
Jednym z remediów na niemrawy wzrost inwestycji w strefie euro i szerzej, całej UE, miał być tzw. plan Junckera, uchwalony dokładnie rok temu. Czy widać jakieś jego pozytywne efekty?