Taka sytuacja to konsekwencja kilku czynników. Z jednej strony dynamiczne zmiany technologiczne i rozwój licznych centrów usług dla biznesu sprawiły, że na specjalistów z tej grupy zawodowej zapanował niespotykany dotąd popyt. Z drugiej strony nałożył się na niego niż demograficzny. Liczba studentów w Polsce w latach 2014–2016 spadła o ponad 9 proc. Do tego, jak wynika z danych GUS, zmieniła się struktura kierunków uczelni wybieranych przez młodzież. Co prawda w roku akademickim 2015/2016 kierunki informatyczne cieszyły się większą popularnością niż humanistyczne, ale widać wyraźny spadek zainteresowania naukami ścisłymi. Rok wcześniej teleinformatyczne studia wybierało 4,63 proc. żaków. W tym roku akademickim – już tylko 3,7 proc. Dla porównania, zainteresowanie kierunkami humanistycznymi wzrosło z 1,59 do 1,62 proc.

Resort nauki zastanawia się nad tym, jak zapewnić rynkowi pracy nowy narybek, który spełni oczekiwania pracodawców. Ale ja nie dramatyzowałbym. Bo rynek nie znosi próżni. Zwłaszcza ten nieregulowany. Jeśli brakuje ludzi do pracy w danej branży, to pracodawca zrobi wszystko, by specjalistę do pracy znaleźć. A to wprost oznacza poprawę warunków zatrudnienia i wzrost płac. I dane firmy doradczej Korn Ferry Hay Group potwierdzają tę teorię. Zgodnie z nimi pracownicy sektora IT mogą liczyć na największy wzrost płac – średnio o 5 proc. Atrakcyjne warunki pracy, jakie oferowane są dziś informatykom, już sprawiają, że problem wakatów wkrótce rozwiąże się sam. Wśród tegorocznych kandydatów na studia w roku 2016/2017 najbardziej popularne były bowiem właśnie politechniki. O każdy indeks Politechniki Warszawskiej starało się ponad siedmiu kandydatów. To dobrze wróży sektorowi.