Innowacyjność odnosi się do kilku aspektów: do własnego produktu, inwestycji, a także odkrywania nowych segmentów rynkowych. Jest koniecznością, choć niektórzy nie odczuwają, jak bardzo jest to krytyczne. Można porównać to do wioski, która żyje przy zaporze i nikt nie wie, że zapora zaraz pęknie. Widzimy działania spółek, nie tylko start-upów, ale też naszych konkurentów w zakresie insurtech. Nie możemy się temu tylko przyglądać. Naszą pracą jest przewidywanie przyszłości i szacowanie ryzyka. Dzisiaj robimy to na podstawie tabel aktuarialnych i naszej znajomości rynku oraz pewnej ilości danych. Tymczasem pojawia się świat danych, których ubezpieczyciele dotychczas nie uwzględniali. Dzięki funduszowi Witelo poznajemy różne insurtechy. Są np. w Wielkiej Brytanii spółki, które wchodzą we współpracę z supermarketami i badają koszyk żywności, którą dany klient kupuje, i w zależności od tego, czy kupuje chipsy i piwo czy sałatę i łososia, są w stanie przewidzieć, jak się odżywia, i odnieść to do ryzyka. To nie jest model, który chcielibyśmy kopiować z uwagi na poszanowanie prywatności danych klienta, ale obrazuje on, na jakich danych operują nasi konkurenci. Jako PZU mamy ogromny zasób wiedzy odnoście do ryzyk i budowy przyszłości, ale ktoś inny może tę wiedzę zreplikować innymi danymi, stąd musimy się innowacyjnością interesować.
PZU jako niekwestionowany lider ubezpieczeniowy w Polsce nie może tylko kopiować tego, co dzieje się za granicą, ale powinien poszukiwać innowacji na skalę światową. Stąd pomysł na fundusz Witelo. Z jednej strony musimy być innowacyjni w działalności ubezpieczeniowej, z drugiej powinniśmy też inwestować w innowacyjność, gdyż jest to szansą dla Polski.
Czy do poszukiwania innowacyjnych spółek przyczyni się Fundusz Witelo, powołany w celu wspierania polskich start-upów?
Absolutnie tak. Nie mamy możliwości zidentyfikowania, kto jest najbardziej rokującą firmą i będzie kolejnym Uberem czy Skype'em. Ludzi, którzy to potrafią, jest niewielu. My znamy się na inwestycjach i umiemy zidentyfikować tych, którzy się na tym znają. Jeśli mówimy o zaangażowaniu w start-upy, to nie wystarczy dać im tylko pieniądze. Często to, czego im potrzeba, to wiedza, możliwość spotkania z innymi ekipami, które pracują nad czymś podobnym. Potrzebują poprowadzenia za rękę, pokazania, jak zarządzać firmą. Fundusze, które to potrafią, mają w swoich ekipach finansistów i naukowców. Spółki, które mają dobre pomysły, wyjeżdżają za granicę i tam znajdują partnera, który ich finansuje. My chcemy, żeby to fundusze przyjeżdżały do nas. Witelo ma stać się inwestorem w tych funduszach, a następnie w sposób aktywny zachęcać ich do przyjazdu do Polski. Już teraz widzimy, że przyjeżdżają.
Fundusz Witelo podpisał umowy inwestycyjne z Atomico, Evolution Equity Partners i DN Capital. Czy jest gwarancja, że fundusze te zainwestują w Polsce? DN Capital zobowiązał się do dokonania minimum jednej inwestycji nad Wisłą. A pozostałe fundusze?
Trudno jest im dać gwarancje na cokolwiek. To są fundusze, które mają bardzo rygorystycznych innych inwestorów i ich nie stać na złe inwestycje. Nie mogą sobie pozwolić na inwestycje, co do których nie są w 100 proc. przekonani, tylko po to, żeby komuś zrobić przysługę. To jest trochę jak z zakochaniem się, muszą trafić na spółkę, w której wszystko będzie pasowało. Staraliśmy się zrobić wszystko, żeby uprawdopodobnić takie zakochanie. Na przykład Evolution zobowiązało się do tego, żeby mieć osobę tu na miejscu w Polsce. Już dziś porusza się ona po tutejszym rynku. Widzimy, że fundusze podchodzą do szukania spółek bardzo poważnie.