Frapująca jest też lista osób, z którymi Morawiecki ma się spotkać. Z jednej strony to administracja Białego Domu, która reprezentuje nową myśl gospodarczą prezydenta Trumpa. Z drugiej to szefowa amerykańskiego banku centralnego i szefowa MFW (obie panie są uważane za jedne z najbardziej wpływowych osób na świecie), które kojarzone są raczej z nurtem liberalnym. Co ciekawe, Morawiecki może sobie poradzić w obu tych, wydawałoby się, skrajnie różnych środowiskach. W Polsce to Morawiecki jest przecież jednym z głównych krytyków globalizacji, za to wielkim promotorem nowoczesnej „narodowej" gospodarki. A Trump ma bardzo podobne poglądy. Jednocześnie Morawiecki jako pragmatyk i doświadczony praktyk rynkowy będzie potrafił znaleźć wspólny język z Janet Yellen czy Christine Lagarde. Być może nasz wicepremier ds. gospodarczych nie jest mistrzem dyplomacji, bo i jemu zdarzały się na tym polu wpadki, ale o gospodarce z pewnością potrafi rozmawiać praktycznie z każdym.
W tej beczce miodu musi się jednak znaleźć mała łyżeczka dziegciu. Oby się nie okazało, że wizyta w USA będzie doskonałym sposobem promocji samego wicepremiera Morawieckiego, a koniec końców nic z tego dla nas, dla naszej gospodarki, nie wyniknie.