Historia bankowości spółdzielczej na ziemiach polskich jest bardzo długa, a sektor mocno zakorzeniony w naszej rzeczywistości gospodarczej. Niemniej obecny model funkcjonowania 100-proc. polskiego sektora bankowości spółdzielczej wyczerpuje się. Ustawa o funkcjonowaniu banków spółdzielczych i ich zrzeszaniu się pochodzi z 2000 r. i nie była przez ostatnie lata gruntownie nowelizowana, a przecież otoczenie zmienia się dynamicznie.
Wyzwaniami dla sektora są przede wszystkim dwie kwestie: zasada „jeden członek – jeden głos" i sposób lokowania wolnych środków finansowych. Pierwsza kwestia odnosi się bardziej do banków spółdzielczych, a druga ma większy wpływ na banki je zrzeszające. Tak postawiona diagnoza wymaga rozwinięcia.
Fundamentalna zasada bankowości spółdzielczej, zgodnie z którą członkowi banku spółdzielczego przysługuje (na walnym zgromadzeniu – red.) jeden głos niezależnie od liczby/wartości udziałów, nie motywuje do nabywania nowych udziałów. Niezależnie bowiem od tego, ile ich zgromadzi, i tak ma przecież tylko jeden głos.
Ponadto do nabywania nowych udziałów nie motywuje brak wypłat dywidendy przez banki spółdzielcze. Wynika to co prawda z dążenia nadzorcy do zatrzymywania zysków w bankach i przeznaczenia ich na fundusze własne, ale jednocześnie pozbawia udziałowców wymiernych korzyści. Trudno zatem dostrzec ekonomiczny sens nabywania kolejnych udziałów w banku spółdzielczym.
W wyniku tego fundusz udziałowy, a zatem podstawowy w bankach spółdzielczych, nie rośnie w wystarczającym tempie i równocześnie spada jego udział w funduszach własnych. Ogranicza to tym samym możliwości rozwojowe banków spółdzielczych.